Logo Łódzkiego Ogrodu Botanicznego
Sierpień 2010
Moja kronika
Fauna
Ssaki
Ptaki
Gady
Płazy
Ryby
Owady
Pajęczaki
Ślimaki
Inne1
Flora
Drzewa
Krzewy
Krzewinki
Rośliny zielne
Grzyby
Biotopy
Pustynia
Staw
Las
Łąka
Step
Mokradła
Pory roku
Wiosna
Lato
Jesień
Zima
Działy Ogrodu
Ogród japoński
Alpinarium
Arboretum
Dział flory polskiej
Dział zieleni parkowej
Dział biologii roślin
Dział kolekcji roślin ozdobnych
Dział roślin leczniczych i przemysłowych
Dział systematyki roślin zielnych
Plan Ogrodu
Warsztat
Linki
Kontakt
1 sierpnia 2010
Ludzie zwiedzający Ogród mają różne potrzeby i motywacje. Nieraz wprawiają mnie w osłupienie swoim zachowanie (i pewnie vice versa). Dzisiaj spotkałem jednego takiego kre... kreatywnego gościa. Robiąc zdjęcia zacząłem odczuwać nieokreślony niepokój. Po chwili zrozumiałem, że to jakieś regularne stukanie wwierca mi się w czaszkę. Nie bardzo potrafiłem zlokalizować źródło dźwięku, a stawał się on coraz bardziej irytujący. Minęło jakieś pół godziny. Przechodziłem niedaleko ławek i - bingo! - sprawa się wyjaśniła. To pan kreatywny przyniósł dwie pałki perkusyjne i stojak pod bęben i od dłuższego czasu walił weń z wysoką częstotliwością. Kibicowała mu para znajomych. Nie wiem czy chodziło o zakład, czy to było na tle nerwowym, w każdym razie widać było, że lubi w ten sposób spędzać czas w Ogrodzie Botanicznym. Bębniarz walił nadal, a ja zrobiłem, zapewne równie głupią, z jego punktu widzenia czynność, czyli odkryłem nowego dla Ogrodu motyla. Pazik dębowiec (Favonius quercus) jest dość powszechnym owadem, jednak bardzo trudno go sfotografować, ponieważ większość czasu spędza latając wysoko
w koronach drzew. Bardzo rzadko zlatuje na ziemię i krótko na niej przebywa. Mnie udało się, całkiem przypadkowo zresztą, dopaść tego malucha. Niestety, zanim dobrze zabrałem się za robienie zdjęć, już go nie było. Stąd też fotografie są bardzo kiepskie i mają walor jedynie dokumentalny.
Pazik dębowiec (Favonius quercus)Pazik dębowiec (Favonius quercus)Pazik dębowiec (Favonius quercus)
Pomimo usilnych prób, nadal nie udało mi się pokonać grawitacji działu roślin leczniczych i przemysłowych. Ciągle krążąc na orbicie mikołajka, wrotycza i fenkuła zrobiłem mnóstwo zdjęć kolejnych gatunków muchówek i błonkówek. Każdy z tych owadów jest niezwykle interesujący, większość z nich ma bardzo ciekawy behawior, a w dodatku są jeszcze całkiem ładne. Przynajmniej dla kogoś, kto lubi owady. Nie próbuje nawet oznaczać na bieżąco całego materiału - na to przyjdzie czas w długie, zimowe wieczory, kiedy o owadach poza własnymmieszkaniem będzie można tylko pomarzyć. Poniżej kolejna trójka do kolekcji.
Ancistrocerus sp.Swędosz pajęczarz (Anoplius viaticus)Dasypoda sp.
Z kobietami trzeba być ostrożnym, szczególnie jeśli jesteś bezkręgowcem. Wiedzą o tym dobrze modliszki, wiedzą i pajęczaki. Również pan młody osy z gatunku Mellinus arvensis, z rodziny grzebaczy otrętwiaczowatych (Crabronidae) przekonał się o tym bardzo dobrze. Zaloty tej pary obserwowałem na fenkule włoskim, chociaż trudno nazwać to obserwacją. Samica zajmowała się swoimi sprawami, samiec podleciał, przez chwilę pojeździł na grzbiecie samicy. Ona wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie życzy sobie jego obecności i brutalnie strąciła go z siebie. Mniejszy i pewnie słabszy pan młody więcej już nie próbował. Później udało mi się zaobserwować podobną scenę jeszcze kilka razy. Samice były bardzo agresywne nie tylko w stosunku do samców, ale także do innych samic tego gatunku, jak również do innych, nawetwiększych os.
Mellinus arvensisMellinus arvensis - samicaMellinus arvensisMellinus arvensis - samica
4 sierpnia 2010
Muchy!Dużo pisałem o robieniu zdjęć muchówkom, ale do tej pory mało się nimi chwaliłem. Dzisiaj nadszedł dzień wielkiego otwarcia muszego tematu. Mucha symbolizuje rozkład, brud, zarazę, rozpustę, diabła, nieczystość... Jak wie każdy oświecony człowiek, muchy rodzą się z brudu i są posłanniczkami diabła. Do tego jeszcze piją ludzką krew i są wyjątkowo brzydkie. Przy takim nastawieniu opinii publicznej, trudno mi będzie przekonać kogokolwiek do  polubienia much. Mimo wszystko jednak będę próbował. Poniżej piętnaście owadów z rodziny bzygów (Syrphidae), bardzo charakterystycznych, ładnie ubarwionych, w większości kolorystycznie naśladujących osy. Nie będę się dzisiaj rozpisywał na temat ich ciekawego trybu życia i zwyczajów - ten pierwszy raz wystarczą same walory estetyczne. Może prezentując  te zdjęcia uda mi się kogoś przekonać do tego, że nawet mucha może być ładna. Mamy tu różne gatunki Eristalis, Chrysotoxum, Helophilus, Syrphus, Scaeva, Sphaerophoria, Myathropa, a nawet prawdziwy rarytas - Spilomyia manicata.
SyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidae
SyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidae
SyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidaeSyrphidae
7 sierpnia 2010
Niedawno pisałem o mimikrze batezjańskiej, dzięki której bezbronne zwierzę ma większe szanse uniknięcia ataku drapieżcy, upadabniając się do zwierzęcia groźnego. Dzisiaj inny mechanizm obronny, oparty już nie na oszustwie, a na sygnalizowaniu prawdziwego niebezpieczeństwa dla atakującego. Tym mechanizmem jest ubarwienie ostrzegawcze dające do zrozumienia napastnikowi, że z jakichś względów nie należy atakować. Kraśnikowate (Zygaenidae) to niewielkie motyle, ubarwione bardzo kontrastowo, głównie na ciemnogranatowo z domieszką jaskrawej czerwieni. Gąsienice tych owadów żerują na roślinach, które pozwalają im zgromadzić związki cyjanowe, które są przez nie przetwarzane w silnie toksyczny cyjanowodór. Ptak, który zje takiego motyla na bardzo długo zapamięta jego nieprzyjemny smak i stan jaki wystąpił po jego zjedzeniu. Z całą pewnością nie zaryzykuje ponownego ataku. W Łódzkim Ogrodzie Botanicznym udało mi się sfotografować cztery gatunki kraśnikowatych, z czego trzy, uwiecznione w tym roku, prezentuję poniżej.
Kraśnik sześcioplamek (Zygaena filipendulae)Lśniak szmaragdek (Adscita statices statices)Kraśnik goryszowiec (Zygaena ephialtes)Kraśnik sześcioplamek (Zygaena filipendulae)
Wiem, że to już zaczyna być nudne. Ileż w końcu można chodzić wokół trzech roślin i robić masowo zdjęcia owadów, które przeciętny czytelnik sklasyfikuje w dwóch kategoriach - "mucha" i "osa". Odpowiedź brzmi - aż nie skończy się lato, aż będzie pogoda, aż nie przekwitną rośliny i nie wyginie ostatnia z błonkówek i muchówek. Po tej optymistycznej i wielewyjaśniającej odpowiedzi przejdźmy do dzisiejszych zdobyczy.
'Mucha''Osa''Osa'Ani to, ani to
8 sierpnia 2010
Dzisiejszy spacer zaczął się nieźle - sporo chmur na niebie i w miarę ciepło. Ledwie jednak doszedłem do punktu docelowego w postaci działu roślin leczniczych i przemysłowych, zaczęło padać. Nie był to jakiś specjalnie obfity deszcz, postanowiłem go więc przeczekać pod drzewami alei lipowej. Wkrótce przejaśniło się na tyle, że mogłem zacząć rozglądać się za zmokniętymi owadami. Do akcji ruszyły motyle, zarówno te dzienne, jak i nocne. Spotkałem kilka interesujących gatunków, w tym pięknego motyla Pleuroptya ruralis, który po angielsku nazwany został równie ładnie - Mother of Pearl - natomiast jego polska nazwa - Boczanka brązowianka - aż trzeszczy w zębach.
Mother of PearlPunk not Dead!Zalew Maniola jurtina
Dalsza eksploracja mokrych roślin przyniosła kolejne odkrycia. Zwierzaki po deszczu nie były zbyt ruchliwe i łatwo dawały się fotografować. Trafił mi się jakiś bardzo artystyczny pająk, ślimak pracowicie przebijający się przez bardzo mokrą pustynie oraz stonoga (Oniscus) - bezkręgowiec, którego chyba jeszcze nigdy nie sfotografowałem w jakiś sensowny sposób. Tym razem, zachęcona dużą wilgotnością powietrza, stonoga stała się łatwym łupem. Kiedy zacząłem rozkręcać się na dobre, co chwila znajdując ciekawe zwierzęta, zaczęło znowu siąpić. Aparat powędrował do plecaka, a ja udałem się do głównego wejścia, szukając osłony i kubka kawy.
Pustynny lis1Weź ten pająk...Monsieur Stonogá!
Deszcz trochę padał, trochę się przejaśniało, po chwili znów padało... W chwili dłuższego przejaśnienia postanowiłem odwiedzić pobliską, największą w Ogrodzie, rabatę kwiatową, wychodząc z założenia, że nie samymi owadami człowiek żyje. Światło niestety było bardzo kiepskie, niskie chmury skutecznie utrudniały fotografowanie. Nie odwiedzam tego miejsca zbyt często (za dużo ludzi), czego żałuję. Zapach drzew iglastych po deszczu i kolory kwiatów, tworzą tu wspaniałą mieszankę. Moja radość nie trwała długo - w pewnym momencie zauważyłem, że zrobiło się podejrzanie ciemno, szybko ruszyłem w stronę drzew alei lipowej, zupełnie nieprzygotowany do tego, co miało za chwilę nastąpić.
Dziurawiec (Hypericum)Szafirek armeński (Muscari armeniacum)Tawuła japońska (Spiraea japonica)A to nie wiem :-)Delosperma Coopera (Delosperma cooperi)
RabataRabataRabata
Zanim dobiegłem do drzew zaczął padać solidny deszcz. To co nastąpiło później, daje się opisać jedynie jako największe tego lata oberwanie chmury. Prawie stuletnie drzewa alei lipowej z łatwością dają sobie radę nawet z solidnym deszczem. Można stać pod nimi bez parasola i nie poczuć ani jednej kropli. Tymczasem dzisiaj miałem i drzewa, i parasol, co na niewiele jednak się zdało. Niebo otworzyło się i wylało całą swoją zawartość na ziemię. Ulewa trwała dobrych kilka minut i miała niespotykane natężenie. Wokół huczał deszcz, strugi wody zlewały się z liści na ziemię, momentalnie tworząc wartkie strumienie. W pierwszej minucie deszczu byłem całkowicie mokry od kolan w dół. Następnych kilka minut przemoczyło na wylot resztę. Ponieważ bardzo lubię deszcz, a dodatkowo nie miałem już czego chronić przed wilgocią, skupiłem się na robieniu zdjęć tego niezwykłego widowiska. To były chwile, które zcałą pewnością zapamiętam jako jeden z kamieni milowych tego lata.
Zaczyna lać!Aleja noirNadal Leje
Jedyną wadą deszczu jest to, że utrudnia robienie zdjęć. Ciągnąc po piasku mokre nogawki spodni, chlupiąc przemoczonymi na wylot butami, balansując z mokrym parasolem w jednej i aparatem w drugiej ręce, musiałem stanowić dla każdego owada godny pożałowania widok, którego wolał uniknąć. Sam też zresztą doszedłem do wniosku, że nawet największe szaleństwo musi mieć gdzieś swoją granicę i niechętnie poczłapałem prosto w stronę domu. No, może niezupełnie prosto - po drodze udało mi się jeszcze parę razy użyć aparatu.
Seks za jedzenieMokry bielinekMokry paźZmokły jak... pszczoła?
11 sierpnia 2010
Środa minie, tydzień zginie - jak głosi popularne przysłowie pracowników najemnych. Dzień pracy minął, prosto z fabryki udałem się do Ogrodu. Pogoda była upalna, niebo ładne i dające nadzieję na dobre zdjęcia. Ponieważ godzina była już stosunkowo późna, zrobiłem krótki wypad w okolicę moich ulubionych ostatnio roślin. Niestety, czuć już coraz wyraźniejszy oddech jesieni. Niby słońce świeciło, ale jakoś tak szybko schowało się za drzewami, większość kwiatów poprzekwitała, po niektórych nie został już nawet ślad na zagrabionych rabatach. Te które zostały przyciągały na szczęście całkiem jeszcze pokaźną populację owadów. Nie mogłem się oprzeć i znów zacząłem od podróży w klimatach błonkówkowych. Ustrzeliłem bliżej nie znanego pilarza (Tenthredo sp.), miodwę łąkową (Mellinus arvensis) oraz wytrzeszczkę (Astata sp.).
Pilarz (Tenthredo sp.)Wytrzeszczka (Astata sp.)Miodwa łąkowa (Mellinus arvensis)
Słońce szybko chowało się za drzewami, oświetlając coraz mniejszy obszar, a i zmęczenie po całym dniu poza domem dawało znać o sobie. Krążąc od rośliny do rośliny udało mi się jeszcze zrobić zdjęcia kilku gatunkom motyli, które znałem już z wcześniejszych spacerów. Na sam koniec spotkałem dwa zupełnie nowe dla mnie bzygi, które z radością dołączyłem do swojej fotograficznej kolekcji. Były to Chrysotoxum bicinctum udający osę oraz jeszcze ciekawszy Ceriana conopsoides. Ten drugi przechodzi w pomysłowości sam siebie - upodabnia się do muchówki, która sama upodabnia się do osy. Mamy tu więc do czynienia z piętrowym przykładem mimikry. W dodatku gatunek ten lata w maju, musiałem spotkać przedstawiciela drugiego pokolenia, co jest dużym zaskoczeniem w Polsce.
Modraszek wieszczek (Celastrina argiolus)Ceriana conopsoidesChrysotoxum bicinctumModraszek argiades (Cupido argiades)
14 sierpnia 2010
Przy okazji dzisiejszego, krótkiego spaceru, warto napisać o złotolitkowatych (Chrysididae). Te małe błonkówki nie rzucają się w oczy, ze względu na swoje małe rozmiary, a szkoda, bo to jedne z naszych najpiękniejszych owadów. Oglądane w powiększeniu mienią się metalicznymi barwami - różnymi odcieniami czerwieni, zieleni, błękitu. Równie ciekawy jest tryb życia tych  niewielkich błonkówek, który dokładniej opisałem w dziale pustynia. Ostatnio robiłem sporo zdjęć na roślinach, na których żerują złotolitki, dzięki czemu miałem szczęście poobserwować kilka ich gatunków. Do fotograficznej kolekcji dołączyłem Hedychrum sp., Chrysis sp. oraz najmniejszą z nich - Elampus panzeri.
Hedychrum sp.Elampus panzeriChrysis sp.
Projektując i budując urządzenia elektroniczne służące do prezentacji treści, takie jak telewizor czy komputer, ludzie skupiają się na dwóch zmysłach - wzroku i słuchu. Zgoda, są to dwa dominujące zmysły, ale moim zdaniem równie ważny jest zmysł węchu. Czytałem, że zapachy są w stanie wywołać w naszych mózgach najsilniejszą reakcję pobudzania pamięci. Sam zresztą wielokrotnie doświadczałem takiego stanu, kiedy jakiś specyficzny zapach potrafił przywołać bardzo dokładne wspomnienia z głębokiego dzieciństwa. Piszę o tym dlatego, ponieważ bardzo żałuję, że komputery nie są w stanie odtworzyć zapachów tego, co znajduje się na poniższych zdjęciach. Jest taki fragment działu zieleni parkowej, w którym zaraz obok alejki z kwiatami, rośnie duże skupisko drzew i krzewów iglastych wraz z wrzosami i wrzośćcami. Trudno opisać zapach tego miejsca, nie istnieje zresztą tylko jeden taki zapach. Ten fragment Ogrodu inaczej pachnie letnim wieczorem po upalnym dniu, inaczej zaraz po wiosennym deszczu, jeszcze inaczej w chłodny, jesienny poranek. Dość powiedzieć, że jest to zapach upajający, żywiczny, balsamiczny, który u mnie wywołuje euforyczne wspomnienia sprzed lat. Dlatego lubię przechodzić tamtędy, jeżeli tylko mam okazję. Dlatego żałuję, że tutaj mogę pokazać tylko nędzne zdjęcia i prymitywną próbę opisania czegoś, do czego zrozumienia potrzeba zupełnie innego zmysłu...
Zapach upajający, żywiczny, balsamiczny...Zapach upajający, żywiczny, balsamiczny...Zapach upajający, żywiczny, balsamiczny...
15 sierpnia 2010
Młody (potencjalny) przyrodnik, syn mój Michał, domagał się gwałtownie spaceru, szukania motylków oraz karmienia kaczek chlebem naszym codziennym. Nie było rady, należało odwiedzić jak najszybciej Ogród, żeby zaspokoić jego żądania. Tym razem skręciliśmy w odwrotnym kierunku niż zazwyczaj i po krótkiej wędrówce znaleźliśmy się w dziale systematyki roślin zielnych, gdzie czekało nas niemałe zaskoczenie. Jakoś tak zazwyczaj omijałem ten dział, bo leżał nie po drodze, a poza tym wydawał mi się stosunkowo nudny. Nic bardziej mylnego! Bujna roślinność, wiele kwitnących kwiatów, alejki z pięknymi roślinami pnącymi, zbiorniki z roślinami wodnymi, a przede wszystkim duża ilość owadów przekonały mnie, że jest to całkiem fajne miejsce. Trochę pokręciliśmy się wokół rabatek zachwycając się różnorodnością roślin i zwierząt, niestety chwilę później solidny deszcz wygonił nas pod daszek przy głównym wejściu.
Dział systematyki roślin zielnychRusałka pawik (Inachis io)Dział systematyki roślin zielnych
Po deszczu przyszedł czas na wizytę w alpinarium. W skład tego działu wchodzi kilka sztucznie usypanych wzgórz obłożonych różnego rodzaju skałami i obsadzonych roślinami charakterystycznymi dla zespołów wyżynnych. Wokół wije się strumień wypływający z małego stawu, nad którym kwitną liczne, kolorowe kwiaty. Jest to bardzo atrakcyjne estetycznie miejsce, w którym możnaby odpocząć, gdyby nie tłumy ludzi. Tym razem jednak pogoda nie zachęcała do odwiedzin i mieliśmy alpinarium niemal na wyłączność. Każde wzgórze zostało  zdobyte i dokładnie zbadane. Wysiłek z tym związany sprawił, że trzeba było odstawić Michała do domu na drzemkę rekreacyjną.
AlpinariumAlpinariumAlpinarium
Nie dałem za wygraną i jeszcze raz wybrałem się na spacer, tym razem sam. Niestety, pogoda wyraźnie nie miała zamiaru się poprawić. Zdążyłem zrobić kilka zdjęć, przespacerować się w okolicy arboretum i alei lipowej, a już padający deszcz wygonił mnie do domu. Mimo wszystko warto było spróbować. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć piękną, dopiero co wyklutą samicę czerwończyka nieparka (Lycaena dispar) z drugiego pokolenia. Na fenkule włoskim ostała się ostatnia gąsienica pazia królowej (Papilio machaon) - reszta zniknęła w tajemniczych okolicznościach.
Papilio machaonSympetrum sp.Lycaena disparOrthoptera
21 sierpnia 2010
Owoce, warzywka, pyłek... wszystko to jest bardzo smaczne i poprawne politycznie, o czym wie każda będąca na bieżąco błonkówka. Czasem jednak nadchodzi taki moment, że po prostu trzeba zjeść porządny kawał mięcha. Jakoś do tej pory nie miałem szczęścia do obserwacji błonkówek przy posiłkach (poza wspomnianym pyłkiem oczywiście), dzisiaj natomiast trafiło mi się ich kilka. Najpierw fotografowałem jakiegoś bzyga, którego dosłownie wymiótł mi sprzed obiektywu mały grzebacz. Zrobił to tak szybko, że nie było szansy na zdjęcia. Za to później spotkałem kilka rośliniarek (Symphyta) delektujących się jakimiś małymi muchówkami (chyba) w klasycznej pozycji obiadowej, czyli wisząc głową w dół pod kwiatem. W każdym z zaobserwowanych przypadków ofiara  była podobnego gatunku, co dało się stwierdzić po jej resztkach.
SymphytaSymphytaSymphyta
Kolejnym bohaterem dzisiejszego spaceru był najładniejszy polski pająk - tygrzyk paskowany (Argiope bruennichi). Z tgrzykiem sprawa jest dość dziwna - dawniej rzadki, znalazł się na liście gatunków chronionych i jest na niej do dzisiaj (podobno najbliższa nowelizacja prawa ma to zmienić). Tymczasem ten pająk jest obecnie jednym z najbardziej rozpowszechnionych, a na pewno najbardziej rzucających się w oczy ze względu na wielkość i jaskrawe barwy. W Ogrodzie występuje licznie, na bardzo wielu stanowiskach. Na łące oddalonej od Ogrodu o jakieś 300 metrów tygrzyków są tysiące. Co krok można spotkać kilka pajęczyn z charakterystycznym zygzakiem. Dobrze by było, gdyby i inne chronione gatunki rozpoczęły ekspansję na taką skalę... Wracając do dzisiejszego spaceru - tygrzyka widziałem w tym sezonie już wiele razy, za każdym razem jednak miał tak ustawioną pajęczynę, że nie dało sięzrobić mu sensownego zdjęcia. Aż do dzisiaj.
Argiope bruennichiArgiope bruennichiArgiope bruennichiArgiope bruennichi
Dzisiaj po raz pierwszy tego lata zacząłem fotografować grzyby. Nie to, żebym nie robił tego wcześniej, po prostu dzisiaj zacząłem robić to z rozmysłem. To znak, że zbliża się jesień. Na tym etapie to jeszcze nic groźnego - dzisiejszy dzień był przepiękny, pełen słońca, z temperaturą ponad 30 stopni. Człowiek zmęczony trochę upałami i blaskiem Słońca, od czasu do czasu kieruje z sympatią swoje myśli ku jesieni, kolorom i zapachom, wieczornej herbacie i umiarkowaniu. Dni robią sie już krótsze, wieczorem wraz z mgłą wychodzi gdzieś znad okolicznych łąk jesienny chłód. Tak powinno być. Organizm pragnie odpoczynku od długich dni i ekstremalnych temperatur. A grzyby są takim katalizatorem, kierującym myśli ku jesieni. W przerwie pomiędzy owadami pochodziłem dzisiaj po ogrodowych laskach szukając grzybów. Kilka z nich prezentuję na zdjęciach poniżej. I jeszcze tak gwoli wyjaśnienia - kocham lato, bardzo lubię jesień, ale moim zdaniem po niej powinny następować dwa tygodnie śnieżnej zimy, a zaraz potem wiosna. Czyli - lato do października, jesień do połowy grudnia, śnieżne Boże Narodzenie, od stycznia wiosna. Nie wiem czemu tak nie jest, naprawdę wszyscy by byli wtedy bardziej pozytywnie nastawieni do życia.
Czas na jesień...Czas na jesień...Czas na jesień...Czas na jesień...Czas na jesień...
22 sierpnia 2010
Na przekór wczorajszym rozważaniom o jesieni, lato ma się dobrze. Kolejny dzień z błękitnym niebem i ponad trzydziestostopniowym upałem. Nie chciało mi się zbyt daleko chodzić, odwiedziłem więc ponownie dział roślin leczniczych i przemysłowych. Ponieważ przekwitła już większość roślin ulubionych przeze mnie, błonkówki i muchówki, postanowiłem zejść na ziemię. W przenośni i dosłownie. Piaszczyste alejki pomiędzy rabatkami tworzą mój ulubiony, pustynny biotop. Tu zawsze coś się dzieje. Dzisiaj szczęście dopisało mi wyjątkowo. Najpierw zauważyłem szczerklinę piaskową (Ammophila sebulosa), która wcale się nie bała, a wyraźnie czegoś szukała. Zgubą okazała się być, leżąca nieopodal, gąsienica Abrostola triplasia. Szczerklina znalazła ją w końcu, ustawiła się nad nią i zaczęła transportować w stronę swojego gniazda. Trochę biegnąc, trochę podfruwając, owad pokonał kilka metrów i zatrzymał się na czystym piasku. Kilka chwil pracy i naszym oczom ukazał się otwór wejściowy. Sparaliżowana gąsienica została sprawnie wciągnięta do środka, gdzie szczerklina złożyła na niej swoje jajo. Następnych kilka minut owad poświęcił na dokładne zatkanie wejścia większymi kamykami i piaskiem, po czym bardzo starannie zatarł wszelkie ślady. W rezultacie pozostałdokładnie płaski i wysprzątany obszar piasku. No i satysfakcja z dobrze wykonanej pracy.
Ammophila sebulosaAmmophila sebulosaAmmophila sebulosa
Kolejne dwie obserwacje miały miejsce kilka kroków dalej i były do siebie podobne, ponieważ w roli głównej wystąpiły nasteczniki (Pompilidae) z rodzaju Priocnemis. Pierwszy z nich sparaliżował dużego pająka z rodzaju Trochosa. Okazało się zresztą, że zbyt dużego jak na swoje możliwości. Napastnik ciągnąc ofiarę ślizgał się i potykał na sypkim piasku. W międzyczasie nastecznik z innego gatunku stoczył z nim krótką walkę o pająka. To zdarzenie, a może wielkość pająka spowodowały, że nasz bohater porzucił łup i oddalił się w stronę trawnika. Drugi z naszych bohaterów upolował niewielkiego pająka z rodzaju Xysticus, którego łatwo transportował biegnąc tyłem. Zamiast jednak zakopać swoją zdobycz i złożyć na niej jajo, ten powiesił ją na trawie, gdzie wyglądała jak pranie suszące się na sznurku. Sam w tym czasie zaczął okrążać miejsce zdażenia co chwilę wpadając w ekstatyczny taniec. Wyginał wtedy odwłok i gwałtownie trzepotał skrzydełkami. W końcu zniknął wśród zielonych połaci trawnika. Trochę to dla mnie dziwne - dwa przypadki i oba zakończone w nietypowy sposób. Dwa lata temu miałem okazję obserwować podobne zdarzenie, ale wtedy ofiara została zgodnie z regułami sztuki sparaliżowana, wciądnięta do jamki i zasypana żywcem. Widać wśród nastecznikównarodziła się jakaś generacja MTV, walcząca ze starymi zwyczajami.
PriocnemisPriocnemisPriocnemisPriocnemis
28 sierpnia 2010
Ten tydzień był fatalny pod względem pogody. Siąpiący deszcz, niska temperatura i coraz szybciej zapadające ciemności. Nie było mowy, żeby wybrać się po pracy nawet na jakiś krótki spacer. Z radością więc czekałem na weekend. Dzisiaj nawet nie było tak źle - nie padało, chwilami pokazywało się słońce. Brakowało tylko jednej, ważnej rzeczy - życia. Owady przepadły wystraszone niską temperaturą. Spacerowałem chyba ze trzy godziny, a udało mi się znaleźć jedynie kilku nieustraszonych twardzieli. Kwiaty świeciły pustkami, w trawie też pusto. Zdechła rośliniarka, wyziębiona mucha i znudzony pająk. To były moje dzisiejsze zdobycze. A, trafiła się jeszcze martwa, rozjechana przez coś i całkowicie spłaszczona mysz. Flatliner. Ale to już zupełnie inna historia...
TrupFlatlinerJeszcze nie trup
W dodatku było mi zwyczajnie zimno. Ubrałem się w koszulkę i polar, ale to wcale nie wystarczyło. Krążyłem od kępy kwiatów, do kolejnej, w nadziei, że jednak coś znajdę. Nic z tego. Lato najwyraźniej nie miało dzisiaj siły walczyć. Pozostało mi jedynie poszukać grzybów. Te mnie nie zawiodły. Znalazłem sporo gatunków rosnących na drewnie, kilka ciekawych kapeluszowych, których raczej bym nie zjadł, a nawet kilka jadalnych, wśród nich prawdziwka. Chyba. W każdym razie, poza zrobieniem zdjęcia, nie naruszyłem jego nietykalności cielesnej.
Zwiastuny jesieniZwiastuny jesieniZwiastuny jesieniZwiastuny jesieniZwiastuny jesieni
29 sierpnia 2010
Jeszcze tydzień temu goniłem na pustyni za błonkówkami, a świat wokół topił się w trzydziestostopniowym upale. Tymczasem dzisiaj kolejny chłodny dzień, pochmurny i deszczowy. Pomimo kiepskich warunków udało mi się spotkać sporo ciekawych zwierzaków. Błonkówki i muchówki pochowały się gdzieś, podobnie jak większość motyli. Dzisiaj pierwszy na liście trofeów był bardzo pospolity pluskwiak, za to w nietypowej sytuacji. Kowale bezskrzydłe (Pyrrhocoris apterus) widuję od samego początku wiosny, po kres jesieni. To prawdziwi twardziele znoszący najgorsze warunki atmosferyczne. Tym razem spotkałem kilka z nich bez charakterystycznego wdzianka - okazało się, że zaraz po wylince są jednolicie i jaskrawoczerwone. W lesie swoje harce urządzało kilka 'par' śliników luzytańskich (Arion lusitanicus). Ślimaki są obojnakami i krzyżowo wymieniają pomiędzy sobą materiał genetyczny. Jak widać na zdjęciu, miały co wymieniać. Ten gatunek został zawleczony do Polski kilkadziesiąt lat temu i jest bardzo agresywnym i szybko poszerzającym swój zasięg najeźdźcą. Przechodząc obok dzikiej róży zauważyłem nietypowe 'kwiaty' - to mała błonkówka szypszyniec różany (Rhodites rosarum) złożyła jaja, z których wylęgające się gąsienice zmieniły metabolizm rośliny, tak żeby wytworzyła galasy, w których intruzi spędzą zimę.
Kowal bezskrzydły (Pyrrhocoris apterus)Ślinik luzytański (Arion lusitanicus)Szypszyniec różany (Rhodites rosarum)
Do tej pory jakoś tak w ogóle nie zwracałem uwagi na gąsienice. Owszem, interesowały mnie motyle, czasem natknąłem się na jakąś gąsienice, nieraz nawet zrobiłem jej zdjęcie, o ile był to paź królowej (Papilio machaon), ale ogólnie rzecz biorąc raczej nie zwracałem na nie uwagi. Zachęcony zdjęciami z forum entomologicznego, postanowiłem dać im szansę i samemu sportretować kilka z nich. Sprawa nie była jednak taka prosta. Spacerując sobie od rośliny do rośliny nie potrafiłem znaleźć żadnej gąsienicy. Albo tak dobrze się ukrywały, albo ja źle patrzyłem. Albo po prostu nie było ich tam. W końcu jednak znalazłem pierwszą, a potem rozwiązał się gąsienicowy worek. Niektóre z nich były naprawdę bardzo fotogeniczne. Oprócz wspomnianego już pazia, znalazłem niedorosłe postacie Acronicta rumicis, Autographa sp., Ectropis crepuscularia, Acronicta aceris oraz Aglais urticae.
Aglais urticaeAcronicta acerisEctropis crepuscularia
W powietrzu czuć już jesień. Spacerując, zastanawiałem się, skąd wzięło się to popularne powiedzenie. Wciągnąłem głęboko powietrze i faktycznie poczułem jesień. Jej zapach to mieszanina zapachów grzybów, butwiejących liści, mokrej gleby zmęczonej latem, czasem też dymu z dalekiego ogniska i snującej się nisko mgły. Koniec sierpnia, rozstanie z latem, długimi dniami i upałami. Czas jesiennej zadumy i odpoczynku od wzmożonej aktywności dla wielu zwierząt i roślin. Pora z jednej strony smutna, z drugiej mająca swój urok. Niesiony falą jesiennej nostalgii postanowiłem zrobić jeszcze kilka zdjęć oddających nastrój tej chwili.
Jesień...Jesień...Jesień...Jesień...
(c)