|
|
1 sierpnia 2010 |
Ludzie
zwiedzający Ogród mają różne potrzeby i
motywacje. Nieraz
wprawiają mnie w osłupienie swoim zachowanie (i pewnie vice versa).
Dzisiaj spotkałem jednego takiego kre... kreatywnego gościa. Robiąc
zdjęcia zacząłem odczuwać nieokreślony niepokój. Po chwili
zrozumiałem, że to jakieś regularne stukanie wwierca mi się w czaszkę.
Nie bardzo potrafiłem zlokalizować źródło dźwięku, a stawał
się
on coraz bardziej irytujący. Minęło jakieś pół godziny.
Przechodziłem niedaleko ławek i - bingo! - sprawa się wyjaśniła. To pan
kreatywny przyniósł dwie pałki perkusyjne i stojak pod bęben
i
od dłuższego czasu walił weń z wysoką częstotliwością. Kibicowała mu
para znajomych. Nie wiem czy chodziło o zakład, czy to było na tle
nerwowym, w każdym razie widać było, że lubi w ten sposób
spędzać czas w Ogrodzie Botanicznym. Bębniarz walił nadal, a ja
zrobiłem, zapewne równie głupią, z jego punktu widzenia
czynność,
czyli odkryłem nowego dla Ogrodu motyla. Pazik dębowiec (Favonius quercus)
jest dość powszechnym owadem, jednak bardzo trudno go sfotografować,
ponieważ większość czasu spędza latając wysoko
w koronach drzew. Bardzo rzadko zlatuje na ziemię i krótko
na
niej przebywa. Mnie udało się, całkiem przypadkowo zresztą, dopaść tego
malucha. Niestety, zanim dobrze zabrałem się za robienie zdjęć, już go
nie było. Stąd też fotografie są bardzo kiepskie i mają walor jedynie
dokumentalny. |
|
Pomimo
usilnych prób, nadal nie udało mi się pokonać grawitacji
działu
roślin leczniczych i przemysłowych. Ciągle krążąc na orbicie mikołajka,
wrotycza i fenkuła zrobiłem mnóstwo zdjęć kolejnych
gatunków muchówek i błonkówek. Każdy z
tych
owadów jest niezwykle interesujący, większość z nich ma
bardzo
ciekawy behawior, a w dodatku są jeszcze całkiem ładne. Przynajmniej
dla kogoś, kto lubi owady. Nie próbuje nawet oznaczać na
bieżąco
całego materiału - na to przyjdzie czas w długie, zimowe wieczory,
kiedy o owadach poza własnymmieszkaniem będzie można tylko pomarzyć.
Poniżej kolejna trójka do kolekcji. |
|
Z
kobietami
trzeba być ostrożnym, szczególnie jeśli jesteś bezkręgowcem.
Wiedzą o tym dobrze modliszki, wiedzą i pajęczaki. Również
pan
młody osy z gatunku Mellinus
arvensis, z rodziny grzebaczy
otrętwiaczowatych (Crabronidae)
przekonał się o tym bardzo dobrze. Zaloty tej pary obserwowałem na
fenkule włoskim, chociaż trudno nazwać to obserwacją. Samica zajmowała
się swoimi sprawami, samiec podleciał, przez chwilę pojeździł na
grzbiecie samicy. Ona wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie życzy
sobie jego obecności i brutalnie strąciła go z siebie. Mniejszy i
pewnie słabszy pan młody więcej już nie próbował.
Później
udało mi się zaobserwować podobną scenę jeszcze kilka razy. Samice były
bardzo agresywne nie tylko w stosunku do samców, ale także
do
innych samic tego gatunku, jak również do innych,
nawetwiększych os. |
|
4 sierpnia 2010 |
Muchy!Dużo
pisałem o robieniu zdjęć muchówkom, ale do tej pory mało
się nimi chwaliłem. Dzisiaj nadszedł dzień wielkiego otwarcia muszego
tematu. Mucha symbolizuje rozkład, brud, zarazę, rozpustę, diabła,
nieczystość... Jak wie każdy oświecony człowiek, muchy rodzą się z
brudu i są posłanniczkami diabła. Do tego jeszcze piją ludzką krew i są
wyjątkowo brzydkie. Przy takim nastawieniu opinii publicznej, trudno mi
będzie przekonać kogokolwiek do polubienia much. Mimo
wszystko
jednak będę próbował. Poniżej piętnaście
owadów z
rodziny bzygów
(Syrphidae),
bardzo charakterystycznych, ładnie ubarwionych, w większości
kolorystycznie naśladujących osy. Nie będę się dzisiaj rozpisywał na
temat ich ciekawego trybu życia i zwyczajów - ten pierwszy
raz
wystarczą same walory estetyczne. Może prezentując te zdjęcia
uda
mi się kogoś przekonać do tego, że nawet mucha może być ładna. Mamy tu
różne gatunki Eristalis,
Chrysotoxum,
Helophilus,
Syrphus,
Scaeva,
Sphaerophoria,
Myathropa,
a nawet prawdziwy rarytas - Spilomyia
manicata. |
|
|
|
7 sierpnia 2010 |
Niedawno
pisałem o mimikrze
batezjańskiej,
dzięki której bezbronne zwierzę ma większe szanse uniknięcia
ataku drapieżcy, upadabniając się do zwierzęcia groźnego. Dzisiaj inny
mechanizm obronny, oparty już nie na oszustwie, a na sygnalizowaniu
prawdziwego niebezpieczeństwa dla atakującego. Tym mechanizmem jest ubarwienie ostrzegawcze
dające do zrozumienia napastnikowi, że z jakichś względów
nie należy atakować. Kraśnikowate
(Zygaenidae)
to niewielkie motyle, ubarwione bardzo kontrastowo, głównie
na
ciemnogranatowo z domieszką jaskrawej czerwieni. Gąsienice tych
owadów żerują na roślinach, które pozwalają im
zgromadzić związki
cyjanowe, które są przez nie przetwarzane w
silnie toksyczny cyjanowodór.
Ptak, który zje takiego motyla na bardzo długo zapamięta
jego
nieprzyjemny smak i stan jaki wystąpił po jego zjedzeniu. Z całą
pewnością nie zaryzykuje ponownego ataku. W Łódzkim Ogrodzie
Botanicznym udało mi się sfotografować cztery gatunki kraśnikowatych, z
czego trzy, uwiecznione w tym roku, prezentuję poniżej. |
|
Wiem,
że to
już zaczyna być nudne. Ileż w końcu można chodzić wokół
trzech
roślin i robić masowo zdjęcia owadów, które
przeciętny
czytelnik sklasyfikuje w dwóch kategoriach - "mucha" i "osa".
Odpowiedź brzmi - aż nie skończy się lato, aż będzie pogoda, aż nie
przekwitną rośliny i nie wyginie ostatnia z błonkówek i
muchówek. Po tej optymistycznej i wielewyjaśniającej
odpowiedzi przejdźmy do dzisiejszych zdobyczy. |
|
8 sierpnia 2010 |
Dzisiejszy
spacer zaczął się nieźle - sporo chmur na niebie i w miarę ciepło.
Ledwie jednak doszedłem do punktu docelowego w postaci działu roślin
leczniczych i przemysłowych, zaczęło padać. Nie był to jakiś specjalnie
obfity deszcz, postanowiłem go więc przeczekać pod drzewami
alei lipowej. Wkrótce przejaśniło się na tyle, że mogłem
zacząć
rozglądać się za zmokniętymi owadami. Do akcji ruszyły motyle,
zarówno te dzienne, jak i nocne. Spotkałem kilka
interesujących
gatunków, w tym pięknego motyla Pleuroptya ruralis,
który po angielsku nazwany został równie ładnie -
Mother of
Pearl - natomiast jego polska nazwa - Boczanka brązowianka
- aż trzeszczy w zębach. |
|
Dalsza
eksploracja mokrych roślin przyniosła kolejne odkrycia. Zwierzaki po
deszczu nie były zbyt ruchliwe i łatwo dawały się fotografować. Trafił
mi się jakiś bardzo artystyczny pająk, ślimak pracowicie przebijający
się przez bardzo mokrą pustynie oraz stonoga (Oniscus)
- bezkręgowiec, którego chyba jeszcze nigdy nie
sfotografowałem
w jakiś sensowny sposób. Tym razem, zachęcona dużą
wilgotnością
powietrza, stonoga stała się łatwym łupem. Kiedy zacząłem rozkręcać się
na dobre, co chwila znajdując ciekawe zwierzęta, zaczęło znowu siąpić.
Aparat powędrował do plecaka, a ja udałem się do
głównego wejścia, szukając osłony i kubka kawy. |
|
Deszcz
trochę
padał, trochę się przejaśniało, po chwili znów padało... W
chwili dłuższego przejaśnienia postanowiłem odwiedzić pobliską,
największą w Ogrodzie, rabatę kwiatową, wychodząc z założenia, że nie
samymi owadami człowiek żyje. Światło niestety było bardzo kiepskie,
niskie chmury skutecznie utrudniały fotografowanie. Nie odwiedzam tego
miejsca zbyt często (za dużo ludzi), czego żałuję. Zapach drzew
iglastych po deszczu i kolory kwiatów, tworzą tu wspaniałą
mieszankę. Moja radość nie trwała długo - w pewnym momencie zauważyłem,
że zrobiło się podejrzanie ciemno, szybko ruszyłem w stronę drzew alei
lipowej, zupełnie nieprzygotowany do tego, co miało za chwilę nastąpić.
|
|
|
Zanim
dobiegłem do drzew zaczął padać solidny deszcz. To co nastąpiło
później, daje się opisać jedynie jako największe tego lata
oberwanie chmury. Prawie stuletnie drzewa alei lipowej z łatwością dają
sobie radę nawet z solidnym deszczem. Można stać pod nimi bez parasola
i nie poczuć ani jednej kropli. Tymczasem dzisiaj miałem i drzewa, i
parasol, co na niewiele jednak się zdało. Niebo otworzyło się i wylało
całą swoją zawartość na ziemię. Ulewa trwała dobrych kilka minut i
miała niespotykane natężenie. Wokół huczał deszcz, strugi
wody
zlewały się z liści na ziemię, momentalnie tworząc wartkie strumienie.
W pierwszej minucie deszczu byłem całkowicie mokry od kolan w
dół. Następnych kilka minut przemoczyło na wylot resztę.
Ponieważ bardzo lubię deszcz, a dodatkowo nie miałem już czego chronić
przed wilgocią, skupiłem się na robieniu zdjęć tego niezwykłego
widowiska. To były chwile, które zcałą pewnością zapamiętam
jako jeden z kamieni milowych tego lata. |
|
Jedyną
wadą deszczu jest to, że utrudnia robienie zdjęć. Ciągnąc po piasku
mokre nogawki spodni, chlupiąc przemoczonymi na wylot butami,
balansując z mokrym parasolem w jednej i aparatem w drugiej ręce,
musiałem stanowić dla każdego owada godny pożałowania widok,
którego wolał uniknąć. Sam też zresztą doszedłem do wniosku,
że
nawet największe szaleństwo musi mieć gdzieś swoją granicę i niechętnie
poczłapałem prosto w stronę domu. No, może niezupełnie prosto
- po drodze udało mi się jeszcze parę razy użyć aparatu. |
|
11 sierpnia 2010 |
Środa minie, tydzień zginie
- jak głosi popularne przysłowie pracowników najemnych. Dzień
pracy minął, prosto z fabryki udałem się do Ogrodu. Pogoda była upalna,
niebo ładne i dające nadzieję na dobre zdjęcia. Ponieważ godzina była
już stosunkowo późna, zrobiłem krótki wypad w okolicę
moich ulubionych ostatnio roślin. Niestety, czuć już coraz wyraźniejszy
oddech jesieni. Niby słońce świeciło, ale jakoś tak szybko schowało się
za drzewami, większość kwiatów poprzekwitała, po
niektórych nie został już nawet ślad na zagrabionych rabatach.
Te które zostały przyciągały na szczęście całkiem jeszcze
pokaźną populację owadów. Nie mogłem się oprzeć i znów
zacząłem od podróży w klimatach błonkówkowych.
Ustrzeliłem bliżej nie znanego pilarza (Tenthredo sp.), miodwę łąkową (Mellinus arvensis) oraz wytrzeszczkę (Astata sp.). |
|
Słońce szybko
chowało się za drzewami, oświetlając coraz mniejszy obszar, a i
zmęczenie po całym dniu poza domem dawało znać o sobie. Krążąc od
rośliny do rośliny udało mi się jeszcze zrobić zdjęcia kilku gatunkom
motyli, które znałem już z wcześniejszych spacerów. Na
sam koniec spotkałem dwa zupełnie nowe dla mnie bzygi, które z
radością dołączyłem do swojej fotograficznej kolekcji. Były to Chrysotoxum bicinctum udający osę oraz jeszcze ciekawszy Ceriana conopsoides.
Ten drugi przechodzi w pomysłowości sam siebie - upodabnia się do
muchówki, która sama upodabnia się do osy. Mamy tu więc
do czynienia z piętrowym przykładem mimikry. W dodatku gatunek ten lata
w maju, musiałem spotkać przedstawiciela drugiego pokolenia, co jest dużym zaskoczeniem w Polsce. |
|
14 sierpnia 2010 |
Przy okazji dzisiejszego, krótkiego spaceru, warto napisać o złotolitkowatych (Chrysididae).
Te małe błonkówki nie rzucają się w oczy, ze względu na swoje
małe rozmiary, a szkoda, bo to jedne z naszych najpiękniejszych
owadów. Oglądane w powiększeniu mienią się metalicznymi barwami
- różnymi odcieniami czerwieni, zieleni, błękitu. Równie
ciekawy jest tryb życia tych niewielkich błonkówek,
który dokładniej opisałem w dziale pustynia. Ostatnio robiłem
sporo zdjęć na roślinach, na których żerują złotolitki, dzięki
czemu miałem szczęście poobserwować kilka ich gatunków. Do
fotograficznej kolekcji dołączyłem Hedychrum sp., Chrysis sp. oraz najmniejszą z nich - Elampus panzeri. |
|
Projektując i
budując urządzenia elektroniczne służące do prezentacji treści, takie
jak telewizor czy komputer, ludzie skupiają się na dwóch
zmysłach - wzroku i słuchu. Zgoda, są to dwa dominujące zmysły, ale
moim zdaniem równie ważny jest zmysł węchu. Czytałem, że zapachy
są w stanie wywołać w naszych mózgach najsilniejszą reakcję
pobudzania pamięci. Sam zresztą wielokrotnie doświadczałem takiego
stanu, kiedy jakiś specyficzny zapach potrafił przywołać bardzo
dokładne wspomnienia z głębokiego dzieciństwa. Piszę o tym dlatego,
ponieważ bardzo żałuję, że komputery nie są w stanie odtworzyć
zapachów tego, co znajduje się na poniższych zdjęciach. Jest
taki fragment działu zieleni parkowej, w którym zaraz obok
alejki z kwiatami, rośnie duże skupisko drzew i krzewów
iglastych wraz z wrzosami i wrzośćcami. Trudno opisać zapach tego
miejsca, nie istnieje zresztą tylko jeden taki zapach. Ten fragment
Ogrodu inaczej pachnie letnim wieczorem po upalnym dniu, inaczej zaraz
po wiosennym deszczu, jeszcze inaczej w chłodny, jesienny poranek. Dość
powiedzieć, że jest to zapach upajający, żywiczny, balsamiczny,
który u mnie wywołuje euforyczne wspomnienia sprzed lat. Dlatego
lubię przechodzić tamtędy,
jeżeli tylko mam okazję. Dlatego żałuję, że tutaj mogę pokazać tylko
nędzne zdjęcia i prymitywną próbę opisania czegoś, do czego
zrozumienia potrzeba zupełnie innego zmysłu... |
|
15 sierpnia 2010 |
Młody
(potencjalny) przyrodnik, syn mój Michał, domagał się gwałtownie
spaceru, szukania motylków oraz karmienia kaczek chlebem naszym
codziennym. Nie było rady, należało odwiedzić jak najszybciej
Ogród, żeby zaspokoić jego żądania. Tym razem skręciliśmy w
odwrotnym kierunku niż zazwyczaj i po krótkiej wędrówce
znaleźliśmy się w dziale systematyki roślin zielnych,
gdzie czekało nas niemałe zaskoczenie. Jakoś tak zazwyczaj omijałem ten
dział, bo leżał nie po drodze, a poza tym wydawał mi się stosunkowo
nudny. Nic bardziej mylnego! Bujna roślinność, wiele kwitnących
kwiatów, alejki z pięknymi roślinami pnącymi, zbiorniki z
roślinami wodnymi, a przede wszystkim duża ilość owadów
przekonały mnie, że jest to całkiem fajne miejsce. Trochę pokręciliśmy
się wokół rabatek zachwycając się różnorodnością roślin i
zwierząt, niestety chwilę później solidny deszcz wygonił nas pod daszek przy głównym wejściu. |
|
Po deszczu
przyszedł czas na wizytę w alpinarium. W skład tego działu wchodzi
kilka sztucznie usypanych wzgórz obłożonych różnego
rodzaju skałami i obsadzonych roślinami charakterystycznymi dla
zespołów wyżynnych. Wokół wije się strumień wypływający z
małego stawu, nad
którym kwitną liczne, kolorowe kwiaty. Jest to bardzo atrakcyjne
estetycznie miejsce, w którym możnaby odpocząć, gdyby nie tłumy
ludzi. Tym razem jednak pogoda nie zachęcała do odwiedzin i mieliśmy
alpinarium niemal na wyłączność. Każde wzgórze zostało
zdobyte i dokładnie zbadane. Wysiłek z tym związany sprawił, że trzeba
było odstawić Michała do domu na drzemkę rekreacyjną. |
|
Nie dałem za
wygraną i jeszcze raz wybrałem się na spacer, tym razem sam. Niestety,
pogoda wyraźnie nie miała zamiaru się poprawić. Zdążyłem zrobić kilka
zdjęć, przespacerować się w okolicy arboretum i alei lipowej, a już
padający deszcz wygonił mnie do domu. Mimo wszystko warto było
spróbować. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć piękną, dopiero co
wyklutą samicę czerwończyka nieparka (Lycaena dispar) z drugiego pokolenia. Na fenkule włoskim ostała się ostatnia gąsienica pazia królowej (Papilio machaon) - reszta zniknęła w tajemniczych okolicznościach. |
|
21 sierpnia 2010 |
Owoce,
warzywka, pyłek... wszystko to jest bardzo smaczne i poprawne
politycznie, o czym wie każda będąca na bieżąco błonkówka.
Czasem jednak nadchodzi taki moment, że po prostu trzeba zjeść porządny
kawał mięcha. Jakoś do tej pory nie miałem szczęścia do obserwacji
błonkówek przy posiłkach (poza wspomnianym pyłkiem oczywiście),
dzisiaj natomiast trafiło mi się ich kilka. Najpierw fotografowałem
jakiegoś bzyga, którego dosłownie wymiótł mi sprzed obiektywu mały grzebacz. Zrobił to tak szybko, że nie było szansy na zdjęcia. Za to później spotkałem kilka rośliniarek (Symphyta)
delektujących się jakimiś małymi muchówkami (chyba) w klasycznej
pozycji obiadowej, czyli wisząc głową w dół pod kwiatem. W
każdym z zaobserwowanych przypadków ofiara była podobnego gatunku, co dało się stwierdzić po jej resztkach. |
|
Kolejnym bohaterem dzisiejszego spaceru był najładniejszy polski pająk - tygrzyk paskowany (Argiope bruennichi).
Z tgrzykiem sprawa jest dość dziwna - dawniej rzadki, znalazł się na
liście gatunków chronionych i jest na niej do dzisiaj (podobno
najbliższa nowelizacja prawa ma to zmienić). Tymczasem ten pająk jest
obecnie jednym z najbardziej rozpowszechnionych, a na pewno najbardziej
rzucających się w oczy ze względu na wielkość i jaskrawe barwy. W
Ogrodzie występuje licznie, na bardzo wielu stanowiskach. Na łące
oddalonej od Ogrodu o jakieś 300 metrów tygrzyków są
tysiące. Co krok można spotkać kilka pajęczyn z charakterystycznym
zygzakiem. Dobrze by było, gdyby i inne chronione gatunki rozpoczęły
ekspansję na taką skalę... Wracając do dzisiejszego spaceru - tygrzyka
widziałem w tym sezonie już wiele razy, za każdym razem jednak miał tak
ustawioną pajęczynę, że nie dało sięzrobić mu sensownego zdjęcia. Aż do dzisiaj. |
|
Dzisiaj po raz pierwszy tego lata zacząłem fotografować grzyby. Nie to, żebym nie robił tego wcześniej, po prostu dzisiaj zacząłem robić to z rozmysłem. To znak, że zbliża się jesień.
Na tym etapie to jeszcze nic groźnego - dzisiejszy dzień był
przepiękny, pełen słońca, z temperaturą ponad 30 stopni. Człowiek
zmęczony trochę upałami i blaskiem Słońca, od czasu do czasu kieruje z
sympatią swoje myśli ku jesieni, kolorom i zapachom, wieczornej
herbacie i umiarkowaniu. Dni robią sie już krótsze, wieczorem
wraz z mgłą wychodzi gdzieś znad okolicznych łąk jesienny chłód.
Tak powinno być. Organizm pragnie odpoczynku od długich dni i
ekstremalnych temperatur. A grzyby są takim katalizatorem, kierującym
myśli ku jesieni. W przerwie pomiędzy owadami pochodziłem dzisiaj po
ogrodowych laskach szukając grzybów. Kilka z nich prezentuję na
zdjęciach poniżej. I jeszcze tak gwoli wyjaśnienia - kocham lato,
bardzo lubię jesień, ale moim zdaniem po niej powinny następować dwa
tygodnie śnieżnej zimy, a zaraz potem wiosna. Czyli - lato do
października, jesień do połowy grudnia, śnieżne Boże Narodzenie, od
stycznia wiosna. Nie wiem czemu tak nie jest, naprawdę wszyscy by byli
wtedy bardziej pozytywnie nastawieni do życia. |
|
22 sierpnia 2010 |
Na
przekór wczorajszym rozważaniom o jesieni, lato ma się dobrze.
Kolejny dzień z błękitnym niebem i ponad trzydziestostopniowym upałem.
Nie chciało mi się zbyt daleko chodzić, odwiedziłem więc ponownie dział
roślin leczniczych i przemysłowych. Ponieważ przekwitła już większość
roślin ulubionych przeze mnie, błonkówki i muchówki,
postanowiłem zejść na ziemię. W przenośni i dosłownie. Piaszczyste
alejki pomiędzy rabatkami tworzą mój ulubiony, pustynny biotop.
Tu zawsze coś się dzieje. Dzisiaj szczęście dopisało mi wyjątkowo.
Najpierw zauważyłem szczerklinę piaskową (Ammophila sebulosa), która wcale się nie bała, a wyraźnie czegoś szukała. Zgubą okazała się być, leżąca nieopodal, gąsienica Abrostola triplasia.
Szczerklina znalazła ją w końcu, ustawiła się nad nią i zaczęła
transportować w stronę swojego gniazda. Trochę biegnąc, trochę
podfruwając, owad pokonał kilka metrów i zatrzymał się na
czystym piasku. Kilka chwil pracy i naszym oczom ukazał się
otwór wejściowy. Sparaliżowana gąsienica została sprawnie
wciągnięta do środka, gdzie szczerklina złożyła na niej swoje jajo.
Następnych kilka minut owad poświęcił na dokładne zatkanie wejścia
większymi kamykami i piaskiem, po czym bardzo starannie zatarł wszelkie
ślady. W rezultacie pozostałdokładnie płaski i wysprzątany obszar piasku. No i satysfakcja z dobrze wykonanej pracy. |
|
Kolejne dwie
obserwacje miały miejsce kilka kroków dalej i były do siebie
podobne, ponieważ w roli głównej wystąpiły nasteczniki (Pompilidae) z rodzaju Priocnemis. Pierwszy z nich sparaliżował dużego pająka z rodzaju Trochosa.
Okazało się zresztą, że zbyt dużego jak na swoje możliwości. Napastnik
ciągnąc ofiarę ślizgał się i potykał na sypkim piasku. W międzyczasie
nastecznik z innego gatunku stoczył z nim krótką walkę o pająka.
To zdarzenie, a może wielkość pająka spowodowały, że nasz bohater
porzucił łup i oddalił się w stronę trawnika. Drugi z naszych
bohaterów upolował niewielkiego pająka z rodzaju Xysticus,
którego łatwo transportował biegnąc tyłem. Zamiast jednak
zakopać swoją zdobycz i złożyć na niej jajo, ten powiesił ją na trawie,
gdzie wyglądała jak pranie suszące się na sznurku. Sam w tym czasie
zaczął okrążać miejsce zdażenia co chwilę wpadając w ekstatyczny
taniec. Wyginał wtedy odwłok i gwałtownie trzepotał skrzydełkami. W
końcu zniknął wśród zielonych połaci trawnika. Trochę to dla
mnie dziwne - dwa przypadki i oba zakończone w nietypowy sposób.
Dwa lata temu miałem okazję obserwować podobne zdarzenie, ale wtedy
ofiara została zgodnie z regułami sztuki sparaliżowana, wciądnięta do
jamki i zasypana żywcem. Widać wśród
nastecznikównarodziła się jakaś generacja MTV, walcząca ze
starymi zwyczajami. |
|
28 sierpnia 2010 |
Ten tydzień
był fatalny pod względem pogody. Siąpiący deszcz, niska temperatura i
coraz szybciej zapadające ciemności. Nie było mowy, żeby wybrać się po
pracy nawet na jakiś krótki spacer. Z radością więc czekałem na
weekend. Dzisiaj nawet nie było tak źle - nie padało, chwilami
pokazywało się słońce. Brakowało tylko jednej, ważnej rzeczy - życia.
Owady przepadły wystraszone niską temperaturą. Spacerowałem chyba ze
trzy godziny, a udało mi się znaleźć jedynie kilku nieustraszonych
twardzieli. Kwiaty świeciły pustkami, w trawie też pusto. Zdechła
rośliniarka, wyziębiona mucha i znudzony pająk. To były moje dzisiejsze
zdobycze. A, trafiła się jeszcze martwa, rozjechana przez coś i
całkowicie spłaszczona mysz. Flatliner. Ale to już zupełnie inna historia... |
|
W dodatku
było mi zwyczajnie zimno. Ubrałem się w koszulkę i polar, ale to wcale
nie wystarczyło. Krążyłem od kępy kwiatów, do kolejnej, w
nadziei, że jednak coś znajdę. Nic z tego. Lato najwyraźniej nie miało
dzisiaj siły walczyć. Pozostało mi jedynie poszukać grzybów.
Te mnie nie zawiodły. Znalazłem sporo gatunków rosnących na
drewnie, kilka ciekawych kapeluszowych, których raczej bym nie
zjadł, a nawet kilka jadalnych, wśród nich prawdziwka. Chyba. W
każdym razie, poza zrobieniem zdjęcia, nie naruszyłem jego
nietykalności cielesnej. |
|
29 sierpnia 2010 |
Jeszcze
tydzień temu goniłem na pustyni za błonkówkami, a świat
wokół topił się w trzydziestostopniowym upale. Tymczasem dzisiaj
kolejny chłodny dzień, pochmurny i deszczowy. Pomimo kiepskich
warunków udało mi się spotkać sporo ciekawych zwierzaków.
Błonkówki i muchówki pochowały się gdzieś, podobnie jak
większość motyli. Dzisiaj pierwszy na liście trofeów był bardzo
pospolity pluskwiak, za to w nietypowej sytuacji. Kowale bezskrzydłe (Pyrrhocoris apterus)
widuję od samego początku wiosny, po kres jesieni. To prawdziwi
twardziele znoszący najgorsze warunki atmosferyczne. Tym razem
spotkałem kilka z nich bez charakterystycznego wdzianka - okazało się,
że zaraz po wylince są jednolicie i jaskrawoczerwone. W lesie swoje
harce urządzało kilka 'par' śliników luzytańskich (Arion lusitanicus).
Ślimaki są obojnakami i krzyżowo wymieniają pomiędzy sobą materiał
genetyczny. Jak widać na zdjęciu, miały co wymieniać. Ten gatunek
został zawleczony do Polski kilkadziesiąt lat temu i jest bardzo
agresywnym i szybko poszerzającym swój zasięg najeźdźcą.
Przechodząc obok dzikiej róży zauważyłem nietypowe 'kwiaty' - to
mała błonkówka szypszyniec różany (Rhodites rosarum) złożyła jaja, z których wylęgające się gąsienice zmieniły metabolizm rośliny, tak żeby wytworzyła galasy, w których intruzi spędzą zimę. |
|
Do
tej pory jakoś tak w ogóle nie zwracałem uwagi na gąsienice.
Owszem, interesowały mnie motyle, czasem natknąłem się na jakąś
gąsienice, nieraz nawet zrobiłem jej zdjęcie, o ile był to paź królowej (Papilio machaon),
ale ogólnie rzecz biorąc raczej nie zwracałem na nie uwagi.
Zachęcony zdjęciami z forum entomologicznego, postanowiłem dać im
szansę i samemu sportretować kilka z nich. Sprawa nie była jednak taka
prosta. Spacerując sobie od rośliny do rośliny nie potrafiłem znaleźć
żadnej gąsienicy. Albo tak dobrze się ukrywały, albo ja źle patrzyłem.
Albo po prostu nie było ich tam. W końcu jednak znalazłem pierwszą, a
potem rozwiązał się gąsienicowy worek. Niektóre z nich były
naprawdę bardzo fotogeniczne. Oprócz wspomnianego już pazia,
znalazłem niedorosłe postacie Acronicta rumicis, Autographa sp., Ectropis crepuscularia, Acronicta aceris oraz Aglais urticae. |
|
W powietrzu
czuć już jesień. Spacerując, zastanawiałem się, skąd wzięło się to
popularne powiedzenie. Wciągnąłem głęboko powietrze i faktycznie
poczułem jesień. Jej zapach to mieszanina zapachów
grzybów, butwiejących liści, mokrej gleby zmęczonej latem,
czasem też dymu z dalekiego
ogniska i snującej się nisko mgły. Koniec sierpnia, rozstanie z latem,
długimi dniami i upałami. Czas jesiennej zadumy i odpoczynku od
wzmożonej aktywności dla wielu zwierząt i roślin. Pora z jednej strony
smutna, z drugiej mająca swój urok. Niesiony falą jesiennej nostalgii postanowiłem zrobić jeszcze kilka zdjęć oddających nastrój tej chwili. |
|
|
|