Logo Łódzkiego Ogrodu Botanicznego
banner
Moja kronika
Fauna
Ssaki
Ptaki
Gady
Płazy
Ryby
Owady
Pajęczaki
Ślimaki
Inne1
Flora
Drzewa
Krzewy
Krzewinki
Rośliny zielne
Grzyby
Biotopy
Pustynia
Staw
Las
Łąka
Step
Mokradła
Pory roku
Wiosna
Lato
Jesień
Zima
Działy Ogrodu
Ogród japoński
Alpinarium
Arboretum
Dział flory polskiej
Dział zieleni parkowej
Dział biologii roślin
Dział kolekcji roślin ozdobnych
Dział roślin leczniczych i przemysłowych
Dział systematyki roślin zielnych
Plan Ogrodu
Warsztat
Linki
Kontakt
9 lipca 2011
Zaczął się lipiec, lato weszło w fazę bardziej dojrzałą. Pomimo niezbyt sprzyjającej pogody w tym sezonie, rośliny rosną bujnie i wylewają sie dosłownie z każdego zakątka. Widać to na łąkach pełnych drobnych, polnych kwiatów, widać w okolicach stawów pełnych trzcin, oplatających je powojników i innych, mniej rzucających się w oczy, kwitnących roślin. Największa łąka w arboretum przechodzi obecnie fazę żółtą - a to z powodu usychania pierwszego pokolenia wysokich traw oraz kwitnięcia całej rzeszy żółtych kwiatów. Dzisiaj wybraliśmy się na spacer wraz z Michałem i rowerem. Od razu zaznaczam, że w Ogrodzie nie wolno jeździć na rowerze (i dobrze), zdjęcie było pozowane, a rower przeprowadziliśmy dzielnie, aż do bramy przy parku 'Zdrowie'.
Suche łąkiBujnie przy stawachMłody cyklistaKwietnie
Obfitość kwitnących roślin, to równocześnie uczta dla wielu gatunków owadów. Dzisiaj prym wiodły motyle. Każda kępa roślin w dziale roślin leczniczych i użytkowych była nimi dosłownie oblepiona. Najwięcej było cytrynków (Gonepteryx rhamni), które od tej wiosny będą mi się zawsze kojarzyć z ich piękniejszymi kuzynami Gonepteryx cleopatra z Korfu. Z jakichś powodów cytrynki najbardziej lubią żerować na fioletowych kwiatach, tworząc bardzo kolorowe i plastyczne kompozycje. Sporo było dzisiaj rusałek, dostojek i małych modraszków, z których pewnie większość to jak zwykle ikary. Rower czekał na wypróbowanie, zamiast więc marnować czas na obserwacje motylarskie, ruszyliśmy do ważniejszych zadań.
Cytrynki (Gonepteryx rhamni)Argynnis paphiaHeliconiinaeGonepteryx cleopatra
10 lipca 2011
Zastanawiałem się, co odkrywczego mogę napisać o ślimakach? Znam wiele osób, które boją się tych zwierząt w całkiem irracjonalny sposób. Ślimak nie wygląda ładnie, jest wilgotny i glutowaty, zostawia po sobie śluz, a w dodatku często widywany jest na rozkładających się rzeczach. Nic więc dziwnego, że kojarzy się z brudem, rozkładem i przemijaniem. Okazuje się, że nie od dzisiaj. Pusta muszla ślimaka była częstym symbolem przemijania i śmiertelności w sztuce średniowiecza i baroku, na przykład na obrazie "Vanitas" Harmena Steenwijcka leży na stole w towarzystwie czaszki, wypalonej lampy, miecza i tym podobnych symboli śmierci. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Po tym optymistycznym wstępie możemy przejść do sedna, czyli do ślimaków. Mnie kojarzą się one zdecydowanie pozytywniej - z zapachem deszczu i pokrzyw. W dziale flory polskiej jest jedno takie, gęsto zarośnięte pokrzywami miejsce stanowiące prawdziwą ostoję mięczaków. W wilgotne dni rośliny i asfalt są dosłownie usłane powolnie kłębiącą się masą oślizgłych, różnobarwnych ciał. W dodatku co jakiś czas rozlega się donośne chrupnięcie - po raz kolejny, mimo skupienia, udało mi się wdepnąć w kolejnego ex-ślimaka... Reasumując - jest to idealne miejsce na majówkę dla każdego vanitaso-fanboya.
VanitasVanitasVanitasVanitasVanitas
Deszcz ma jeszcze jedną zaletę - bezpośrednio po nim można spotkać wiele przemoczonych i niezdolnych do szybszej ucieczki owadów. Podobnie było dzisiaj - wystarczyło schylić się i zajrzeć pod liście, a już można było cieszyć się widokiem kolejnego, owadziego uchodźcy. Sporo było motyli. Obok małych modraszków kilku gatunków obecne były bielinki  i cytrynki. Mnie najbardziej ucieszył widok przestrojnika trawnika (Aphantopus hyperantus) suszącego rozłożone skrzydełka. Motyle te prawie zawsze składają swoje skrzydełka dając się fotografować wyłącznie z boku i dopiero jakiś kataklizm zmusza je do ich rozłożenia. Kolejny plus dla deszczu.
Aphantopus hyperantusLycaena phlaeasLycaena tityrusPieris sp.
Słońce wyszło zza chmur, a ja wyszedłem spośród drzew na otwarty teren działu roślin leczniczych i przemysłowych. Po raz kolejny skupiłem się na obserwacji owadów odwiedzających kwiaty mikołajka polnego (Eryngium campestre L.) i nie żałowałem swojej decyzji. Najpierw udało mi się dostrzec bardzo ładnego chrząszcza - orszoła (Trichius sp.). Ze względu na obfite owłosienie przypominające z boku pszczołę, zwierzaki te nazywane są po angielsku Bee beetle, co ma sens i brzmi całkiem wesoło. Po bi-bitlu pojawił się liczny korowód złotolitek, pszczół i os. Gwoździem programu był jednak występ grzebaczy z rodzaju Cerceris. Świecące słońce wyraźnie zachęciło je do amorów. Najpierw na mikołajku usiadła samica. Błyskawicznie pojawił się samiec i zaczął kopulację. Na nim usiadł drugi. I trzeci. I czwarty! Całe towarzystwo co chwila tworzyło piramidę, rozpadało się i powracało już w innej konfiguracji. Jednak - jak śpiewa zespół The Sisters of Mercy - "Life is short and love is always over in the morning" - miłość przeminęła szybko i po grzebaczach pozostał jedynie smętnie bujający się mikołajek.
Piramida Cerceris sp.Orszoł (Trichius sp.)Dasypoda sp. (?)
15 lipca 2011
Dzisiaj zamiast opisu kolejnej wycieczki do świata owadów mała dygresja geograficzno-meteorologiczna. Mieszkam na typowym blokowisku, oddalonym o pięć minut drogi piechotą od Ogrodu. Bloki są rozrzucone luźno, wokoło jest cała masa drzew, połaci trawy, przestrzeni. W kilku miejscach widać horyzont. A w górze niebo, na którym często widać planety, mgławice, a od czasu do czasu nawet komety. Pierwsze lata życia spędziłem w kamienicy w śródmieściu. Pamiętam typowe podwórko-studnie i najbliższy kawałek przyrody w postaci złożonego z psich kup trawnika metr na metr dwie przecznice dalej. Do czego zmierzam? Jeśli lubisz przyrodę, chcesz z nią mieć bliski kontakt i widzieć codziennie przez okno widoki takie, jak poniżej, zamieszkaj w bloku na przedmieściu.
Widok z oknaWidok z oknaWidok z okna
16 lipca 2011
Bohaterami dzisiejszego odcinka będzie jeden Michał, kilkaset lilii oraz kilka tysięcy bezkręgowców. Czyli jak zwykle. Pierwsze były lilie (Lilium L.) - rabaty z nimi pojawiły się rok albo dwa temu na granicy arboretum, przy końcu pięknej alei lipowej. Jakoś nigdy nie miałem okazji ani czasu (wiadomo - pogoń za owadami) przyjrzeć im się bliżej. To błąd. Lilie są pięknymi roślinami, kojarzącymi się z dostojeństwem i częstym motywem heraldycznym. Mnie kojarzą się bardziej z kwiatem z kwiaciarni, zwanym potocznie 'smolinosem'. Wyróżniamy ponad 70 gatunków tych roślin, nie wiem ile z nich rośnie w Ogrodzie, ale rabaty robią nie mniejsze wrażenie, niż majowe tulipany. Poniżej kilka przykładów piękna naszych bohaterek. Na pewno wrócę do nich jeszcze nie raz.
LilieLilieLilieLilieLilie
Dalsza część spaceru należała do moich ulubionych roślin i okupujących je owadów. W obiektyw trafił wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare L.), jeżówka (Echinacea) oraz mikołajek polny (Eryngium campestre L.). Jeżówka od zawsze była moją ulubioną rośliną - przyciągała całe chmary motyli, które żywiąc się na niej zupełnie traciły głowy. Nie tylko pozwalały robić sobie zdjęcia z bliska, ale wręcz przesuwać się palcem w celu uzyskania ładniejszego kadru. Z kolei mikołajek to ostoja wszelkich błonkówek i muchówek. Wystarczy stanąć sobie spokojnie nad jego krzakiem, a owady dosłownie same pchają się w obiektyw. Pszczoły, trzmiele, muchy, grzebacze, czasem trafi sięchrząszcz czy motyl, a niżej, schowane pod kwiatami, pająki nie mogące przepuścić takiej kulinarnej okazji.
Philanthus triangulumBombus sp.Lycaena phlaeasBombus sp.Błonkówka do identyfikacji
Chyba jeszcze nie pisałem niczego o wrotyczu pospolitym (Tanacetum vulgare L.), a jest to bardzo ciekawa roślina od dawna obecna w życiu ludzi. Ze względu na swoje trujące właściwości stosowana była dawniej w praktykach aborcyjnych, do leczenia robaków przewodu pokarmowego, a także jako środek zapobiegający histerii. Duża zawartość olejków eterycznych powodowała, że wrotycz stosowano jako środek odstraszający na owady, a także pobudzający uwagę i koncentrację u ludzi - zasuszone kwiaty noszono w modlitewnikach. Dla mnie to, przede wszystkim, kolejna roślina skutecznie przyciągająca różne owady. Co więcej - ze wzglądu na kształt kwiatostanu - dosyć łatwo można uchwycić naniej przebywających gości. Poniżej kilka przykładów.
Tanacetum vulgare L.Tanacetum vulgare L.Tanacetum vulgare L.Tanacetum vulgare L.
Rok temu pisałem o "czarnym diable", jednej z naszych największych muchówek z rodziny Asilidae, czyli o Dasypogon diadema. Nazwa wzięła się od jednolicie czarnego samca tej muchówki. Dzisiaj spotkałem samicę, również bardzo atrakcyjnie ubarwioną i w dodatku bardziej kolorową. Łowiki patrolowały teren niedaleko piaszczystych rejonów, na których polują trzyszcze piaskowe (Cicindela hybrida). Od razu przypomniała mi się praca naszego łódzkiego kolegi, Radka Jaskuły - "A tiger beetle eaten by fly: predation of Dasypogon diadema Fabr. (Diptera: Asilidae) on Cicindela hybrids L. (Coleoptera: Cicindelidae)". Niestety nie miałem tyle czasu i szczęścia, żeby zaobserwować podobne zachowania.
Dasypogon diademaDasypogon diademaCicindela hybridaDasypogon diadema
23 lipca 2011
Pogoda znowu raczyła się popsuć, nadeszły chmury, a temperatura spadła drastycznie. Wybraliśmy się z moim synem na krótki spacer w Ogrodzie, nie licząc specjalnie na jakieś nadzwyczajne spotkania. Myliliśmy się. Udało nam się zetknąc z prawdziwym ssakiem! Ssak, pod postacią wiewiórki, powęszył trochę, zauważył, że nie mamy ze sobą orzechów, pofukał z dezaprobatą i zniknął. Byliśmy pod wrażeniem.
Sciurus vulgarisSciurus vulgarisSciurus vulgarisSciurus vulgaris
31 lipca 2011
Dzisiejszy spacer był pełen wrażeń. Był deszcz, przemijanie pod postacią ślimaka, kolorowe kwiaty oraz dekapitacja. Spacer zaczął się spokojnie, wśród chmur, lekkiej mżawki i całkiem nielipcowego chłodu. Po raz kolejny postanowiłem dać szansę botanice i sfotografowałem garść kwiatów z łąki. Całkiem ładnych i mokrych. Ponieważ wszystko ociekało wodą, nie mogłem się głęboko zapuszczać. W rezultacie powstała mieszanka obecnie najpopularniejszych przedstawicieli flory w arboretum.
Kwiaty ArboretumKwiaty ArboretumKwiaty ArboretumKwiaty ArboretumKwiaty Arboretum
Dalej było bardziej ciekawie. Kilka mokrych ślimaków, w tym jeden łażący jak gdyby nigdy nic po pajęczynie, zmokłe motyle, przemoczone łowiki, ociekające wodą trzmiele i pszczoły. Po raz kolejny okazało się, że deszcz ma zalety - mokre owady siedzą grzecznie i nawet nie przyjdzie im do głowy drgnąć. Można spokojnie zaplanować kadr, wybrać sobie właściwe zbliżenie i perspektywę, spróbować kilku różnych ustawień - rzecz nie do pomyślenia na codzień. Udało mi się zrobić kilka całkiem udanych zdjęć, cały czas jednak musiałem trzymać się brzegów łąki i asfaltu.
Po deszczuPo deszczuPo deszczuPo deszczuPo deszczu
Prawdziwa akcja zaczęła się na sam koniec spaceru. Obserwowałem sobie ospałe trzmiele siedzące na kwitnącej na fioletowo roślinie, gdy nagle pojawił się szerszeń (Vespa crabro). Szerszenie polują patrolując przestrzeń pomiędzy roślinami, zazwyczaj na ich widok owady wieją albo padają na ziemię udając padlinę. Dzisiaj było inaczej. Szerszeń przyleciał, trzmiele ani drgnęły. Napastnik podleciał więc do najbliższego i po prostu zerwał go z rośliny jak dojrzałe jabłko. Po krótkiej szamotaninie osa zawiesiła się na jednej nodze głową w dół i zaczęła obracać ofiarę. Chwilę potem nastąpiła dekapitacja. Szybki ruch żuwaczkami i nagle głowa trzmiela przestała być głową trzmiela, a stała się po prostu głową, całkiem oddzielną i nie przypisaną nikomu. W tym momencie przypomniałem sobie stare gry komputerowe z serii Mortal Kombat i poczułem silną potrzebę zakrzyknięcia 'Fatality!!!'. Szerszeń powisiał jeszcze chwilę, po czym odleciał, zapewne do gniazda. Podczas późniejszej dyskusji na forum entomologicznym okazało się, że wielu obserwatorów widziało wcześniej bardzo podobne zachowania. Można chyba przyjąć, że szerszenie mają w naturze odgryzanie głów ofiarom. W sumie jest to całkiem logiczne i praktyczne zachowanie, prawda?
Vespa crabroVespa crabroDon't lose your head!Vespa crabroVespa crabro
Kilka metrów dalej zauważyłem kolejną ciekawą scene. Na skraju drogi leżała muszla ślimaka, którą ktoś lekko nadepnął, dzięki czemu powstały w niej dziury i szczeliny. Wokół muszli krzątała się sporej wielkości osa bardzo tymi szczelinami zainteresowana. Od razu przypomniała mi się bajka o wilku, który usiłował wejść do domu jagniątek. To jedna z bardziej działających na wyobraźnię bajek, zakończona prawdziwym happy endem. Wilk zjada wszystkie, oprócz jednego, jagniątka i zadowolony zasypia nad rzeką. Mama z ocalałym z pogromu jagniątkiem rozpruwają wilkowi brzuch, uwalniają resztę rodzeństwa, wkładają do brzucha kamienie i zaszywają go. Następnie wspólnymi siłami wrzucają wilka do rzeki. Wilk wypchany mineralnym balastem szybko tonie. Fachowa robota, jak mawia Komisarz Gondor z komiksu o innym Wilq. Ponieważ czas mnie gonił nie zdążyłem się przekonać czy ocalała część ślimaka wypchała i utopiła w rzece osę czy też nie. A, i jeszcze bardzo ważne sprostowanie - to były kózki nie jagniątka.
Kózki, ślimak, wilk i osaKózki, ślimak, wilk i osaKózki, ślimak, wilk i osa
(c)