|
|
9 lipca 2011 |
Zaczął się
lipiec, lato weszło w fazę bardziej dojrzałą. Pomimo niezbyt
sprzyjającej pogody w tym sezonie, rośliny rosną bujnie i wylewają sie
dosłownie z każdego zakątka. Widać to na łąkach pełnych drobnych,
polnych kwiatów, widać w okolicach stawów pełnych trzcin,
oplatających je powojników i innych, mniej rzucających się w
oczy, kwitnących roślin. Największa łąka w arboretum przechodzi obecnie
fazę żółtą - a to z powodu usychania pierwszego pokolenia
wysokich traw oraz kwitnięcia całej rzeszy żółtych
kwiatów. Dzisiaj wybraliśmy się na spacer wraz z Michałem i
rowerem. Od razu zaznaczam, że w Ogrodzie nie wolno jeździć na rowerze
(i dobrze), zdjęcie było pozowane, a rower przeprowadziliśmy dzielnie,
aż do bramy przy parku 'Zdrowie'. |
|
Obfitość
kwitnących roślin, to równocześnie uczta dla wielu
gatunków owadów. Dzisiaj prym wiodły motyle. Każda kępa
roślin w dziale roślin leczniczych i użytkowych była nimi dosłownie
oblepiona. Najwięcej było cytrynków (Gonepteryx rhamni), które od tej wiosny będą mi się zawsze kojarzyć z ich piękniejszymi kuzynami Gonepteryx cleopatra z Korfu.
Z jakichś powodów cytrynki najbardziej lubią żerować na
fioletowych kwiatach, tworząc bardzo kolorowe i plastyczne kompozycje.
Sporo było dzisiaj rusałek, dostojek i małych modraszków, z
których pewnie większość to jak zwykle ikary. Rower czekał na
wypróbowanie, zamiast więc marnować czas na obserwacje
motylarskie, ruszyliśmy do ważniejszych zadań. |
|
10 lipca 2011 |
Zastanawiałem
się, co odkrywczego mogę napisać o ślimakach? Znam wiele osób,
które boją się tych zwierząt w całkiem irracjonalny
sposób. Ślimak nie wygląda ładnie, jest wilgotny i glutowaty,
zostawia po sobie śluz, a w dodatku często widywany jest na
rozkładających się rzeczach. Nic więc dziwnego, że kojarzy się z
brudem, rozkładem i przemijaniem. Okazuje się, że nie od dzisiaj. Pusta
muszla ślimaka była częstym symbolem przemijania i śmiertelności w
sztuce średniowiecza i baroku, na przykład na obrazie "Vanitas" Harmena Steenwijcka leży na stole w towarzystwie czaszki, wypalonej lampy, miecza i tym podobnych symboli śmierci. Vanitas vanitatum et omnia vanitas.
Po tym optymistycznym wstępie możemy przejść do sedna, czyli do
ślimaków. Mnie kojarzą się one zdecydowanie pozytywniej - z
zapachem deszczu i pokrzyw. W dziale flory polskiej jest jedno takie,
gęsto zarośnięte pokrzywami miejsce stanowiące prawdziwą ostoję
mięczaków. W wilgotne dni rośliny i asfalt są dosłownie usłane
powolnie kłębiącą się masą oślizgłych, różnobarwnych ciał. W
dodatku co jakiś czas rozlega się donośne chrupnięcie - po raz kolejny,
mimo skupienia, udało mi się wdepnąć w kolejnego ex-ślimaka...
Reasumując - jest to idealne miejsce na majówkę dla każdego vanitaso-fanboya. |
|
Deszcz ma
jeszcze jedną zaletę - bezpośrednio po nim można spotkać wiele
przemoczonych i niezdolnych do szybszej ucieczki owadów.
Podobnie było dzisiaj - wystarczyło schylić się i zajrzeć pod liście, a
już można było cieszyć się widokiem kolejnego, owadziego uchodźcy.
Sporo było motyli. Obok małych modraszków kilku gatunków
obecne były bielinki i cytrynki. Mnie najbardziej ucieszył widok przestrojnika trawnika (Aphantopus hyperantus)
suszącego rozłożone skrzydełka. Motyle te prawie zawsze składają swoje
skrzydełka dając się fotografować wyłącznie z boku i dopiero jakiś
kataklizm zmusza je do ich rozłożenia. Kolejny plus dla deszczu. |
|
Słońce wyszło
zza chmur, a ja wyszedłem spośród drzew na otwarty teren działu
roślin leczniczych i przemysłowych. Po raz kolejny skupiłem się na
obserwacji owadów odwiedzających kwiaty mikołajka polnego (Eryngium campestre L.) i nie żałowałem swojej decyzji. Najpierw udało mi się dostrzec bardzo ładnego chrząszcza - orszoła (Trichius sp.). Ze względu na obfite owłosienie przypominające z boku pszczołę, zwierzaki te nazywane są po angielsku Bee beetle,
co ma sens i brzmi całkiem wesoło. Po bi-bitlu pojawił się liczny
korowód złotolitek, pszczół i os. Gwoździem programu był
jednak występ grzebaczy z rodzaju Cerceris.
Świecące słońce wyraźnie zachęciło je do amorów. Najpierw na
mikołajku usiadła samica. Błyskawicznie pojawił się samiec i zaczął
kopulację. Na nim usiadł drugi. I trzeci. I czwarty! Całe towarzystwo
co chwila tworzyło piramidę, rozpadało się i powracało już w innej
konfiguracji. Jednak - jak śpiewa zespół The Sisters of Mercy - "Life is short and love is always over in the morning" - miłość przeminęła szybko i po grzebaczach pozostał jedynie smętnie bujający się mikołajek. |
|
15 lipca 2011 |
Dzisiaj zamiast opisu kolejnej wycieczki do świata owadów mała dygresja geograficzno-meteorologiczna.
Mieszkam na typowym blokowisku, oddalonym o pięć minut drogi piechotą
od Ogrodu. Bloki są rozrzucone luźno, wokoło jest cała masa drzew,
połaci trawy, przestrzeni. W kilku miejscach widać horyzont. A w
górze niebo, na którym często widać planety, mgławice, a
od czasu do czasu nawet komety. Pierwsze lata życia spędziłem w
kamienicy w śródmieściu. Pamiętam typowe podwórko-studnie
i najbliższy kawałek przyrody w postaci złożonego z psich kup trawnika
metr na metr dwie przecznice dalej. Do czego zmierzam? Jeśli lubisz
przyrodę, chcesz z nią mieć bliski kontakt i widzieć codziennie przez
okno widoki takie, jak poniżej, zamieszkaj w bloku na przedmieściu. |
|
16 lipca 2011 |
Bohaterami
dzisiejszego odcinka będzie jeden Michał, kilkaset lilii oraz kilka
tysięcy bezkręgowców. Czyli jak zwykle. Pierwsze były lilie (Lilium L.)
- rabaty z nimi pojawiły się rok albo dwa temu na granicy arboretum,
przy końcu pięknej alei lipowej. Jakoś nigdy nie miałem okazji ani czasu
(wiadomo - pogoń za owadami) przyjrzeć im się bliżej. To błąd. Lilie są
pięknymi roślinami, kojarzącymi się z dostojeństwem i częstym motywem
heraldycznym. Mnie kojarzą się bardziej z kwiatem z kwiaciarni, zwanym
potocznie 'smolinosem'. Wyróżniamy ponad 70 gatunków tych
roślin, nie wiem ile z nich rośnie w Ogrodzie, ale rabaty robią nie
mniejsze wrażenie, niż majowe tulipany. Poniżej kilka przykładów
piękna naszych bohaterek. Na pewno wrócę do nich jeszcze nie raz. |
|
Dalsza część spaceru należała do moich ulubionych roślin i okupujących je owadów. W obiektyw trafił wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare L.), jeżówka (Echinacea) oraz mikołajek polny (Eryngium campestre L.).
Jeżówka od zawsze była moją ulubioną rośliną - przyciągała całe
chmary motyli, które żywiąc się na niej zupełnie traciły głowy.
Nie tylko pozwalały robić sobie zdjęcia z bliska, ale wręcz przesuwać
się palcem w celu uzyskania ładniejszego kadru. Z kolei mikołajek to
ostoja wszelkich błonkówek i muchówek. Wystarczy stanąć
sobie spokojnie nad jego krzakiem, a owady dosłownie same pchają się w
obiektyw. Pszczoły, trzmiele, muchy, grzebacze, czasem trafi
sięchrząszcz czy motyl, a niżej, schowane pod kwiatami, pająki nie
mogące przepuścić takiej kulinarnej okazji. |
|
Chyba jeszcze nie pisałem niczego o wrotyczu pospolitym (Tanacetum vulgare L.),
a jest to bardzo ciekawa roślina od dawna obecna w życiu ludzi. Ze
względu na swoje trujące właściwości stosowana była dawniej w
praktykach aborcyjnych, do leczenia robaków przewodu
pokarmowego, a także jako środek zapobiegający histerii. Duża zawartość
olejków eterycznych powodowała, że wrotycz stosowano jako środek
odstraszający na owady, a także pobudzający uwagę i koncentrację u
ludzi - zasuszone kwiaty noszono w modlitewnikach. Dla mnie to, przede
wszystkim, kolejna roślina skutecznie przyciągająca różne owady.
Co więcej - ze wzglądu na kształt kwiatostanu - dosyć łatwo można
uchwycić naniej przebywających gości. Poniżej kilka przykładów. |
|
Rok temu pisałem o "czarnym diable", jednej z naszych największych muchówek z rodziny Asilidae, czyli o Dasypogon diadema.
Nazwa wzięła się od jednolicie czarnego samca tej muchówki.
Dzisiaj spotkałem samicę, również bardzo atrakcyjnie ubarwioną i
w dodatku bardziej kolorową. Łowiki patrolowały teren niedaleko
piaszczystych rejonów, na których polują trzyszcze piaskowe (Cicindela hybrida). Od razu przypomniała mi się praca naszego łódzkiego kolegi, Radka Jaskuły - "A
tiger beetle eaten by fly: predation of Dasypogon diadema Fabr.
(Diptera: Asilidae) on Cicindela hybrids L. (Coleoptera: Cicindelidae)". Niestety nie miałem tyle czasu i szczęścia, żeby zaobserwować podobne zachowania. |
|
23 lipca 2011 |
Pogoda znowu
raczyła się popsuć, nadeszły chmury, a temperatura spadła drastycznie.
Wybraliśmy się z moim synem na krótki spacer w Ogrodzie, nie
licząc specjalnie na jakieś nadzwyczajne spotkania. Myliliśmy się.
Udało nam się zetknąc z prawdziwym ssakiem! Ssak, pod postacią wiewiórki, powęszył trochę, zauważył, że nie mamy ze sobą orzechów, pofukał z dezaprobatą i zniknął. Byliśmy pod wrażeniem. |
|
31 lipca 2011 |
Dzisiejszy spacer był pełen wrażeń. Był deszcz, przemijanie pod postacią ślimaka, kolorowe kwiaty oraz dekapitacja.
Spacer zaczął się spokojnie, wśród chmur, lekkiej mżawki i
całkiem nielipcowego chłodu. Po raz kolejny postanowiłem dać szansę
botanice i sfotografowałem garść kwiatów z łąki. Całkiem ładnych
i mokrych. Ponieważ wszystko ociekało wodą, nie mogłem się głęboko
zapuszczać. W rezultacie powstała mieszanka obecnie najpopularniejszych
przedstawicieli flory w arboretum. |
|
Dalej było
bardziej ciekawie. Kilka mokrych ślimaków, w tym jeden łażący
jak gdyby nigdy nic po pajęczynie, zmokłe motyle, przemoczone łowiki,
ociekające wodą trzmiele i pszczoły. Po raz kolejny okazało się, że
deszcz ma zalety - mokre owady siedzą grzecznie i nawet nie przyjdzie
im do głowy drgnąć. Można spokojnie zaplanować kadr, wybrać sobie
właściwe zbliżenie i perspektywę, spróbować kilku różnych
ustawień - rzecz nie do pomyślenia na codzień. Udało mi się zrobić
kilka całkiem udanych zdjęć, cały czas jednak musiałem trzymać się
brzegów łąki i asfaltu. |
|
Prawdziwa
akcja zaczęła się na sam koniec spaceru. Obserwowałem sobie ospałe
trzmiele siedzące na kwitnącej na fioletowo roślinie, gdy nagle pojawił
się szerszeń (Vespa crabro).
Szerszenie polują patrolując przestrzeń pomiędzy roślinami, zazwyczaj
na ich widok owady wieją albo padają na ziemię udając padlinę. Dzisiaj
było inaczej. Szerszeń przyleciał, trzmiele ani drgnęły. Napastnik
podleciał więc do najbliższego i po prostu zerwał go z rośliny jak
dojrzałe jabłko. Po krótkiej szamotaninie osa zawiesiła się na
jednej nodze głową w dół i zaczęła obracać ofiarę. Chwilę potem
nastąpiła dekapitacja. Szybki ruch żuwaczkami i nagle głowa trzmiela
przestała być głową trzmiela, a stała się po prostu głową, całkiem
oddzielną i nie przypisaną nikomu. W tym momencie przypomniałem sobie
stare gry komputerowe z serii Mortal Kombat i poczułem silną potrzebę
zakrzyknięcia 'Fatality!!!'. Szerszeń powisiał jeszcze chwilę, po czym
odleciał, zapewne do gniazda. Podczas późniejszej dyskusji na
forum entomologicznym okazało się, że wielu obserwatorów
widziało wcześniej bardzo podobne zachowania. Można chyba przyjąć, że
szerszenie mają w naturze odgryzanie głów ofiarom. W sumie jest
to całkiem logiczne i praktyczne zachowanie, prawda? |
|
Kilka
metrów dalej zauważyłem kolejną ciekawą scene. Na skraju drogi
leżała muszla ślimaka, którą ktoś lekko nadepnął, dzięki czemu
powstały w niej dziury i szczeliny. Wokół muszli krzątała się
sporej wielkości osa bardzo tymi szczelinami zainteresowana. Od razu
przypomniała mi się bajka o wilku, który usiłował wejść do domu
jagniątek. To jedna z bardziej działających na wyobraźnię bajek,
zakończona prawdziwym happy endem. Wilk zjada wszystkie, oprócz
jednego, jagniątka i zadowolony zasypia nad rzeką. Mama z ocalałym z
pogromu jagniątkiem rozpruwają wilkowi brzuch, uwalniają resztę
rodzeństwa, wkładają do brzucha kamienie i zaszywają go. Następnie
wspólnymi siłami wrzucają wilka do rzeki. Wilk wypchany
mineralnym balastem szybko tonie. Fachowa robota,
jak mawia Komisarz Gondor z komiksu o innym Wilq. Ponieważ czas mnie
gonił nie zdążyłem się przekonać czy ocalała część ślimaka wypchała i
utopiła w rzece osę czy też nie. A, i jeszcze bardzo ważne sprostowanie
- to były kózki nie jagniątka. |
|
|