|
|
1 lipca 2010 |
Mając trochę czasu po pracy,
postanowiłem skoczyć do Ogrodu pofotografować ważki... eeee,
róże. Dział
kolekcji roślin ozdobnych,
w którym się znajdują, omijam zawsze szerokim łukiem.
Dlaczego?
Po pierwsze - jest tam zawsze, jak na mój gust, o wiele za
dużo
ludzi. Po drugie - zaczynam spacery od innej strony i jestem zazwyczaj
zbyt zmęczony, żeby podziwiać róże. Po trzecie - wolę owady.
Kolekcja
róż
z Ogrodu jest ogromna. Róże wielkokwiatowe, wielokwiatowe,
pnące
i miniaturowe, we wszelkich kształtach i kolorach, prezentują się
naprawdę pięknie, szczególnie wieczorem, kiedy ciepłe
światło
nasyca kolory i wydłuża cienie. Z kilkudziesięciu (a może kilkuset?)
rosnących garunków wybrałem te najładniejsze...No dobra,
wybrałem te, które rosły najbliżej, ale o tym za chwilę. |
|
Fotografowanie
dużych kwiatów wydaję się łatwe. To nie mikroskopijne owady
-
nie trzeba ich szukać ani wypatrywać, bo mają większe rozmiary. Nie
trzeba za nimi gonić, bo stoją zawsze w jednym miejscu. Nie trzeba mieć
szczęścia, żeby złapać jakiś ciekawy moment, bo róże nie
zamierzają robić niczego ciekawszego później. Wydawałoby
się, że
wystarczy podejść, wycelować aparat i zrobić wyśmienite
zdjęcie. Nic z tego. |
|
Fotografowanie
kwiatów wymaga czasu i spokoju. Światło musi być
odpowiednie,
dobrze by było, żeby wokół nie kręcili się cały czas
spacerowicze, trzeba wybrać odpowiednie tło i kąt. Łatwo też popaść w
manierę robienia serii takich samych zdjęć ze zbliżeniami samego
kwiatu. Zrobienie ładnego, estetycznego zdjęcia wymaga sporo
umiejętności i pracy. Rzadko fotografuję kwiaty, siłą rzeczy więc nie
umiem tego robić zbyt dobrze. Poniższe zdjęcia mają charakter jedynie
dokumentalny. Z kilku ujęć jestem zadowolony. Resztę
powtórzę,
jak będę miał czas. Czyli za jakieś 27 lat. |
|
Spacerując
między rabatkami i powtarzając w kółko czynność 'wyceluj - strzelaj',
zacząłem wierzyć, że fotografowanie czasami może przypominać
informatykę i odbywać się automatycznie według algorytmu. Na szczęście
coś przemknęło mi koło głowy z furkotem i zaczęło się to, co w
fotografii lubię najbardziej - skradanie się, pogoń, tropienie, klęcie,
kiedy goniony obiekt ucieka na setną sekundy przed naciśnięciem spustu
migawki. Efektem zabawy były brudne na kolanach dżinsy i kilka niezłych
ujęć samca i samicy lecichy
pospolitej (Orthetrum
cancellatum). Już na sam koniec spaceru trafił się jeszcze
szablak
żółty (Sympetrum
flaveolum) w promieniach zachodzącego słońca. Udany wypad. |
|
2 lipca 2010 |
Piątkowe
popołudnie postanowiłem poświęcić na uzupełnienie materiałów
do
stałych działów strony (kiedyś w końcu muszę się zabrać za
likwidowanie braków). W tym celu wziąłem aparat, soczek oraz
młodego (potencjalnego) przyrodnika czyli syna mego, Michała, na
wycieczkę do działu
zieleni parkowej. Zwiedzanie zaczęliśmy od największego w
Ogrodzie stawu pełnego młodych kaczek i alei z wielką (1600 m2) rabatą
bylinową. |
|
W
międzyczasie zaliczaliśmy kolejne zegary
słoneczne.
W Łódzkim Ogrodzie Botanicznym znajduje się kilka ścieżek
edukacyjnych. Jedna z nowszych i, moim zdaniem, najciekawsza prezentuje
kilka
rodzajów zegarów. Jest tu zegar
kwiatowy, obelisk z analemą, zegar analematyczny,
zegar równikowy, zegar wielokrotny, zegar kwiatowy Karola
Linneusza. Jest jeszcze zegar interaktywny. Michał postanowił nadać
nowy wymiar nazwie tego ostatniego. Podbiegł doń szybko, nie zauważył
stalowej linki i wyłożył się jak długi. Interakcja była pełna,
bezpośrednia, bliska i bolesna. Na szczęście obyło się bez
poważniejszej kontuzji i już za chwilę mogliśmy udać się dalej. |
|
Ostatnim
etapem wycieczki (Tato, a kupimy czekoladę?) był najnowszy obszar
Ogrodu zwany Ogrodem
Cienia. Moim zdaniem jest to fantastyczne miejsce,
które od razu stało się jednym z moich ulubionych. W
obniżeniu
terenu sąsiadującym z rzeką Łódką poprowadzono krętą ścieżkę
z
małym mostkiem obsadzoną roślinami cieniolubnymi. Podlewana obficie
roślinność rozrasta się bujnie pięknie pachnąc i kwitnąc. Na drzewach
wisi kilka budek dla ptaków zamieszkanych przez
różne
gatunki. Dodatkowym atutem jest obecność w okolicach ścieżki wielu
ciekawych grzybów. Jedyną wadą jest bezpośrednie sąsiedztwo
z
głównym wejściem, ale na to trudno cośporadzić. |
|
3 lipca 2010 |
Biedronka azjatycka (Harmonia axyridis)
ma tyle wspólnego z ładem i harmonią, co Venus Williams z
kobiecym pięknem. Ten mały najeźdźca przybył do nas z Azji około roku
2006 i od tamtej pory nieustannie rozszerza swój zasięg. O
wiele
bardziej płodny i agresywny od krajowych gatunków, poważnie
zagraża populacji lokalnych biedronek. Nie dosyć, że zajmuje ich nisze
ekologiczne, to dodatkowo zjada ich jaja i larwy. Niestety, podobnie
zaczyna prezentować się sytuacja w Ogrodzie. Na roślinach selerowatych,
ale także w okolicy stawów, gdzie żyje dużo mszyc, można
zauważyć liczne biedronki azjatyckie w postaci dorosłej i larwalnej.
Najeźdźca na razie koegzystuje z innymi gatunkami, ale jeśli będzie się
rozmnażał w tym tempie wkrótce wyprze zupełnie naszą biedronkę siedmiokropkę (Coccinella
septempunctata) i jej kuzynów.
Jedynym plusem H.axyridis jest jej całkiem ładny i bardzo zmienny
wygląd. |
|
Na
tej samej roślinie zauważyłem mrożącą krew w żyłach scenę w skali
mikro. Drapieżny pluskwiak srogoń
baldaszkowiec (Rhinocoris
iracundus) złapał innego, roślinożernego pluskwiaka strojnicę baldaszkówkę
(Graphosoma lineatum)
i właśnie zatapiał w niej swoją straszną kłujkę w celu wyssania
zawartości na obiad. Na scenę wkroczyły równocześnie
kleptopasożytnicze muchówki z rodziny Milichiidae,
o których pisałem w czerwcu, a które kradną
większym
drapieżnikom ich zdobycze. Jakby tego było mało, jedna z
muchówek sama była spasożytowana przez roztocza.
Wszyscy uczestnicy dramatu ubrani byli w czerwono-czarne barwy. Natura
nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, także estetycznie. |
|
Dalsza
część spaceru należała do ważek.
Te owady są dla mnie kwintesencją doskonałości natury. Ich precyzyjne
manewry w locie, znoszone przeciążenia, szybkość i sprawność w
polowaniu na mniejsze owady zapierają dech. Dodatkowo ważki są bardzo
ładne. Obserwując je można chwilę zastanowić się nad możliwościami
współczesnej inżynierii. Byś może za ileś tam lat ludzkość
będzie w stanie skonstruować mechaniczną ważkę, która
powtórzy akrobacje prawdziwej, ale założe się, że będzie
wyglądała jak podniebny
Trabant,
w dodatku z logo sponsora na boku odwłoka. Do tego czasu pozostaje nam
cieszyć się prawdziwym pięknem żywych owadów. Dzisiaj
sfotografowałem między innymi ważkę
czteroplamą (Libellula
quadrimaculata) w ciekawej odmianie praenubila,
ważkę
płaskobrzuchą (Libellula
depressa), lecichę
białoznaczną (Orthetrum
albistylum) i trochę szablaków
(Sympetrum sp.). |
|
4 lipca 2010 |
Wczoraj
ważki, dzisiaj motyle.
Dzień zaczął się od pochmurnej pogody, jednak wkrótce upał
dał
się porządnie we znaki. Łąki w Ogrodzie przeżywają prawdziwy rozkwit.
Pyli wiele gatunków traw, a ponad nimi unoszą się liczne (w
końcu) motyle i mniejsze owady. Wycieczka rozpoczęła się znakomicie -
po raz kolejny udało mi się spotkać rezydenta Czerwonej Księgi, czerwończyka nieparka
(Lycaena dispar).
Wygląda na to, że motyl ten stworzył w Ogrodzie stabilną i odnawialną
populację. Pierwszy raz w tym sezonie sfotografowałem bielinka rzepnika (Pieris rapae) i karlątka ceglastego (Thymelicus sylvestris).
Okazało się jednak, że najlepsze dopiero ma nadejść. Po
krótkim
pościgu złapałem w wizjer jakiegoś jaskrawego, pomarańczowego, bardzo
dynamicznego motyla. Była to dostojka
ino (Brenthis
ino) - kolejny nowy dla Ogrodu gatunek, który
widziałem po raz pierwszy w życiu. Jak widać, w tym miejscu zawsze jest coś nowego do
odkrycia. |
|
Jeszcze
nie
zdążyłem dostatecznie ucieszyć się z odkrycia, a już pojawił się
następny rzadki motyl. Przechodząc koło stawu spostrzegłem dużego owada
z brązowymi skrzydłami siedzącymi niedaleko wody. Oczywiście uciekł
zanim zdążyłem podejść dostatecznie blisko. Niezrażony, rozpocząłem z
nim podchody, które w końcu przyniosły rezultaty. Wielkim
motylem był mieniak
strużnik (Apatura
ilia),
bardzo charakterystyczny gatunek, którego skrzydła pod
pewnym
kątem mają kolor brązowy, natomiast pod innym błyszczą intensywnie na
niebiesko. Do tej pory widziałem tego motyla w Ogrodzie tylko raz, w
roku 2005. Z mieniakiem wiąże się zresztą śmieszna historia - jest on
doskonałym dowodem na to, jak w naturze estetyka łączy się z praktyką.
Te olśniewające motyle najbardziej lubią siadać na... kupach
ssaków. Muszą to robić, żeby uzupełnić wilgoć i sole
mineralne.
'Mój' egzemplarz na szczęście wybrał staw. |
|
Upał
coraz
bardziej dawał się we znaki. Dobre pół godziny spędziłem na
otwartej przestrzeni usiłując sfotografować duże, latające wysoko
ważki. Z wyglądu przypominały żagnice w kolorze
żółto-zielonym i
okazały się być niezmordowanymi lotnikami, którzy nigdzie
nie
lądują. Spotkanie zakończyło się całkowitą porażką - nie mając ani
jednego zdjęcia nie jestem nawet w stanie zaspokoić swojej ciekawości i
zidentyfikować gatunku. Przeszedłem się jeszcze na pustynię,
która dzisiaj przypominała raczej piec hutniczy, zrobiłem
kilka
zdjęć tego, co akurat weszło w obiektyw i udałem się do domu. Przy
okazji udało mi się odkryć kilka żerujących gąsiennić pazia królowej
(Papilio machaon)
- mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zobaczyć dorosłe
osobniki. |
|
8 lipca 2010 |
Krótki
wypad do Ogrodu z moim synem zaowocował dwiema ciekawymi obserwacjami.
Pierwsza była średniej wielkości, biała
ćma,
z sympatycznym wzorkiem na skrzydłach. Ćma tochę chaotycznie polatywała
nad ścieżką i już szykowałem się na odpowiedni moment do zrobienia
zdjęcia, kiedy coś błyskawicznie pojawiło się i zniknęło wraz z
motylem. Chuliganem okazał się jakiś łowik (Asilidae sp.),
którego znalazłem na liściu zajętego konsumpcją ex-ćmy.
Ofiara
była większa od niego, co nie jest rzadkością - łowiki polują na dużo
większe od siebie owady i są wstanie je obezwładnić i sprawnie
przetransportować. |
|
Widok
drugiego bohatera dzisiejszego wpisu ucieszył mnie jeszcze bardziej.
Była to też muchówka, jeden z naszych największych
łowików, zwany czarnym diabłem, czyli Dasypogon
diadema
(Fabricius, 1781). Owady te są tak duże, że w locie przypominają
niewielką, czarną ważkę. Samce ubarwione stylowo i jednolicie na
czarno, samice czarne z czerwonymi akcentami i brązowymi skrzydełkami.
W Ogrodzie udało mi się zaobserwować tego, będącego pod ochroną, łowika
na trzech różnych stanowiskach. Obserwacja jego zachowań
podczas
polowania dostarcza wielu silnych wrażeń. Nie tym razem jednak.
Mój młody (potencjalny) przyrodnik kategoryczniezażądał
powrotu do domu i trzeba było zrobić pa-pa łowikowi. |
|
10 lipca 2010 |
"In the
heat of the night, In the heat of the day...".
Młot upału uderzył w nas miażdżąc wszyskie żywe istoty. Piasek przyjął
na siebie uderzenie gorąca, by oddać je później w postaci
rozmytych, pustynnych miraży, falujących w unoszącym się powietrzu.
Temperatura w cieniu
przekroczyła 30 stopni
Celsjusza, czyli zbliżyła się do optymalnej dla mnie.
Zostaliśmy tylko my - ja i trzyszcze
piaskowe (Cicindela
hybrida).
Reszta mięczaków uciekła. Idąc przez opustoszały
Ogród
czułem jak moje buty zatapiają się w rozpuszczającym się asfalcie.
Niebo miało barwę bladego błękitu, na granicy stopionego metalu, słońce
nie było w jednym określonym miejscu, blask bił zewsząd. Słupy wrzącego
powietrza unosiły się nad zeschłymi łąkami, roślinki trzaskały i
pękały, motyle pijanym lotem skakały pomiędzy nimi. Ludzi
nie było. Ptaków nie było. Nawet owady dały za wygraną.
Oprócz będących w swoim żywiole trzyszczy, dało się zauważyć
trochę błonkówek i muchówek. Nawet ważki
stwierdziły, że
jest zdecydowanie za gorąco na latanie i tkwiły na roślinach w postawie
obelisku. Upał przelewał się nad Ogrodem wypalając w żywych istotach
chęć do jakiegokolwiek działania. Próbowałem robić zdjęcia,
ale
dla mojego aparaty to też było za dużo. Czarny obiektyw doskonale
wchłonął promienie słoneczne nagrzewając się do jakiejś absurdalnej
temperatury, co spowodowało kłopoty z ostrością zdjęć, nie
mówiąc już o zwykłym parzeniu w palce. Po kilku
próbach
dałem sobie spokój i ograniczyłem się do spacerowania i
cieszenia się wspaniałym dniem. Bo to w końcu lato. Jęczącym na temat
upału polecam wspomnienia z czarnej, zimnej i ohydnej zimy. |
|
Pomiędzy
ostrzami upału, w zacienionych fragmentach Ogrodu, dało się zauważyć
żyjące istoty. Między drzewami przemykało kilka gatunków
motyli.
Pojawiły się bielinki,
polowce
szachownice (Melanargia
galathea), drugie pokolenie rusałki kratkowca (Araschnia levana).
W trawie udało mi się sfotografować dwa charakterystyczne i, na
pierwszy rzut oka, podobne do siebie modraszki - wieszczka (Celastrina argiolus)
i argiadesa
(Cupido argiades).
Niedawni władcy trawy - pająki i ślimaki - skutecznie zniknęły w
cieniu. Dzisiaj nie widziałem żadnego ich przedstawiciela. |
|
11 lipca 2010 |
Dzisiaj
temperatura w cieniu osiągnęła 35C, w pełnym słońcu zaś dobiła do
okrągłych 60C. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko cieszyć się z
pełni lata i upału, który uwielbiam. Założyłem na głowę
mój pustynny kapelusz, do plecaka zapakowałem dwie butelki
wody
mineralnej i wyruszyłem na spacer. Ludzi nie napotkałem. Ptaki
również zaszyły się gdzieś w koronach drzew. Trochę lepiej
było
z owadami. Latało całkiem sporo różnych gatunków ważek, motyle
też nic sobie nie robiły z upalnej pogody i stawiły się w dużej
liczbie. Żar lał się z nieba, ziemia aż trzeszczała od gorąca. Po
długim obchodzie okolic stawów udałem się tam, gdzie upał
pasuje
najbardziej - na pustynię. |
|
Chciałem
sprawdzić, jak dają sobie radę królowie pustyni - trzyszcze piaskowe (Cicindela hybrida).
Owady te są najbardziej aktywne, kiedy temperatura piasku przekroczy
30C. Okazało się, że dzisiejszy dzień był za ciepły nawet dla nich.
Małe mięczaki chowały się w cieniu! Zamiast jak zwykle polować na
otwartym terenie, wybierały załomy za krawężnikami. Mało tego! Zawsze
czujne i nieufne, dzisiaj przychodziły blisko mnie, żeby schować się w
cieniu, który rzucałem. Muszę przyznać, że dzięki takiemu
zachowaniu, bardzo straciły w moich oczach. Królowie
pustyni...
od dzisiaj kojarzyć mi się będą z niegodną ucieczką przed promieniami
słońca. Tymczasem mnie nie spieszyło się wcale. Odwiedziłem jeszcze
stawy w dziale zieleni parkowej, łąkę kserotermiczną w dziale biologii
roślin, po czym ponownie wróciłem nad stawy w arboretum. W
świecie palonym kolejnymi falami gorąca czułem się znakomicie. I tylko
narastający głód zmusił mnie do powrotu do domu. Cały spacer
trwał nieco ponad pięć godzin. Lato zawsze powinno być takie! |
|
13 lipca 2010 |
Szybki
wypad
do Ogrodu zaowocował spotkaniami z motylami i pająkami. Upał panuje
nadal, widać już oznaki postępującej suszy. Trawa wyschła, łąki
przybrały żółty odcień. Rośliny pną się wysoko, kwitną,
korzystają z długich, słonecznych godzin. Niestety, taka sytuacja nie
potrwa długo. W Łódzkim
Ogrodzie Botanicznym
łąki są regularnie koszone. Na całe szczęście nie wszystkie
jednocześnie, ale i tak takie działanie powoduje kompletne załamanie
się populacji owadów, szczególnie motyli. W
każdym razie
dzisiaj jeszcze udało mi się upolować kilka ciekawych
gatunków. Modraszek
argiades (Cupido
argiades) występuje w tym roku wyjątkowo licznie. Rusałkę ceika (Polygonia c-album)
można spotkać na skraju obszarów zadrzewionych - motyl ten
często siada na liściach drzew. Przestrojniki
jurtina (Maniola
jurtina) są wszędzie, wyjątkowo liczne w tym roku i dające
się łatwo fotografować. Niedawno zaczął się sezon na przestrojniki trawniki
(Aphantopus hyperantus)
- mniejsze niż jurtina, bardziej ostrożne i chyba ładniejsze. |
|
Od
kiedy
zaczęły się upały, zniknęły pająki. Przynajmniej takie można było
odnieść wrażenie. Pewnie spowodowane jest to tym, że w deszczowe dni te
sympatyczne pajęczaki bardziej rzucają się w oczy. Dzisiaj spotkałem
kilka gatunków, w tym samca kwadratnika trzcinowego
(Tetragnatha extensa),
którego początkowo wziąłem za zupełnie inny gatunek. Dymorfizm płciowy
u tych zwierząt jest bardzo rozwinięty. Samice kwadratnika,
które łatwo zauważyć, mają bardzo ładne kolory i są dość
duże.
Samiec jest średnicy źdźbła trawy, na której poluje.
Wyciągnięty
i dokładnie przylegający do rośliny jest prawie nie do zauważenie. A o
to muprzecież chodzi. |
|
17 lipca 2010 |
Dzisiejszy
dzień spędziłem w dziale
roślin leczniczych i przemysłowych,
uganiając się za muchówkami i błonkówkami.
Właściwie to
było dokładnie odwrotnie, bowiem odkryłem genialny sposób na
owady. Zamiast tracić czas i siły na bezsensowne bieganie za nimi,
stałem w jednym miejscu, a one same przylatywały do mnie. Nie bez
powodu. Stałem nad łanem mikołajków
polnych (Eryngium
campestre L.),
które są dla owadów latających prawdziwym
narkotykiem.
Bardziej prozaicznie rzecz ujmując, kwiaty mikołajka są tak
skonstruowane, że dostęp do nich mają zwierzaki wyposażone w
krótkie narządy gębowe, stąd wielka popularość tej rośliny
wśród muchówek i błonkówek. |
|
Sam
mikołajek
przypomina z wyglądu oset, z kulistymi, kolczastymi kwiatami barwy
białawo-zielonej. Roślina ta w naturze rośnie na suchych murawach
łąkowych, w Ogrodzie również sąsiaduje z piaszczystymi
alejkami
pustyni. To co się odbywa na jego kwiatach można określić tylko jednym
słowem - kulinarna orgia. W słoneczny dzień krzątają się tam całe
zastępy owadów - błonkówek, muchówek,
pluskwiaków, motyli... |
|
Większość
z
nich przylatuje w celu pożywienia się pyłkiem. Takie nagromadzenie
zajętych jedzeniem, potencjalnych ofiar, przyciąga rzecz jasna
również drapieżniki. Na kwiatach czatują na zdobycz
drapieżne
pluskwiak, srogonie
baldaszkowce (Rhinocoris
iracundus), dzieląc miejsce z pająkami kwietnikami
(Misumena vatia).
Wśród liści i łodyg swoje sieci przedą zawijaki żółtawe
(Enoplognatha ovata).
Część odwiedzających kwiaty błonkówek jest
również
drapieżna. Dla nich wszystkich mikołajek jest stołem z niekończącymi
się dostawami świeżego jedzenia. |
|
18 lipca 2010 |
Kolejny
spacer i kolejne odwiedziny w dziale
roślin leczniczych i przemysłowych.
Dzisiaj podszedłem do sprawy bardziej systematycznie, usiłując
fotografować kolejne gatunki, które wydawały mi się mniej
znajome. Na pierwszy ogień poszły trzmiele.
W Ogrodzie występuje kilkanaście gatunków tych
owadów.
Trudno jest odróżnić je podczas lotu czy żerowania na
roślinie,
możliwe jest to dopiero na zdjęciach. Efektem wyczynowej sesji było
sfotografowanie trzmiela
parkowego (Bombus
hypnorum), trzmiela
gajowego (Bombus
lucorum), trzmiela
ziemnego (Bombus
terrestris), trzmiela
kamiennika (Bombus
lapidarius) i trzmiela
rudego (Bombus
pascuorum). |
|
Chcąc
napisać kilka słów na temat pszczół
i nie palnąć jakiejś głupoty, zacząłem zagłębiać się w informacje na
temat ich systematyki. Dla większości ludzi pszczoła to po prostu owad
żyjący społecznie w ulach, zbierający nektar i produkujący
miód
do kanapek. Pszczoły dzielą się na osobniki żeńskie i pracowite (Maja) oraz męskie i
leniwe (Gucio).
Niestety, nie jest to takie proste. Konkurencyjnych
podziałów jest kilka, nadrodzina
pszczół (Apoidea)
jest połączona z grzebaczami
(Sphecoidea)
i zawiera w sobie wiele owadów, które w żaden
sposób nie kojarzą się przeciętnemu zjadaczowi miodu z pszczołą miodną (Apis mellifera).
Żeby więc nie zanudzać i nie pisać o rzeczach, które na
razie
dla mnie nie są do końca jasne, prezentuję kilka owadów,
które zaliczają się do Apoidea.
Jak zwykle w przypadku takich zdjęć zadziwia mnie i zachwyca
różnorodność kształtów, wielkości i
kolorów
wśród tych, na codzień kompletnie nie rzucających się w
oczy,
stworzeń. |
|
20 lipca 2010 |
Wygląda
na to, że następnych kilka dni będę zwiedzał tylko jeden dział - roślin leczniczych i
przemysłowych. Nie ma lepszego miejsca do sfotografowania
i poznania jak największej liczby błonkówek
i muchówek,
co ostatnio stało się moim celem. Żeby nie ulec monotonii, postanowiłem
opuścić dzisiaj mikołajka polnego i poszukać innej rośliny
przywabiającej owady. Wybór padł na fenkuł włoski (Foeniculum vulgare Mill.),
zwany inaczej koprem włoskim. Koper jaki jest, każdy widzi. Dla
owadów posiada tę samą zaletę co mikołajek - płytkie i łatwo
dostępne kwiaty, dzięki czemu jest oblegany przez drobnych
konsumentów. Krążąc od jednej do drugiej rośliny, skupiłem się dzisiaj
na osach i grzebaczach. Bardzo ładnym przedstawicielem tych drugich
jest wardzanka
(Bembix rostrata),
duży, ciekawie ubarwiony owad polujący na muchówki. Dwaj
mniejsi
przedstawiciele grzebaczowatych ze zdjęć poniżej należą do rodzaju Cerceris. |
|
W
Łódzkim Ogrodzie Botanicznym nie brakuje ciekawych
gatunków os. Tym razem udało mi się spotkać osę rudawą (Vespula rufa),
która jest chyba jedną z najładniejszych przedstawicielek
tych owadów. Bardzo smukła kopułka (Eumenes coronatus)
jest samotnicą budującą bardzo charakterystyczne, dzbanuszkowate
gniazdo z gliny. Z kolei klecanka
(Polistes dominulus),
mimo swego miłego wyglądu, potrafi użądlić najboleśniej ze wszystkich
żyjących w Europie owadów (przynajmniej według Wikipedii,
która cytuje skalę
bólu według Schmidta).
Mnie nie użądliła, bo nie przeszkadzaliśmy sobie nawzajem. Tych kilka
zdjęć dopiero lekko otwiera temat błonkówek w
ogóle, a os
w szczególności. Na pewno jeszcze wiele razy będę
fotografował
te bardzo ciekawe owady. |
|
21 lipca 2010 |
Fotografując
muchówki i błonkówki często można zauważyć, że
nie
niektóre z nich wcale nie są tymi, za które
próbują uchodzić. Zjawisko mimikry jest w
świecie owadów bardzo popularne. Mimikra batezjańska
polega na upodabnianiu się organizmu bezbronnego do takiego,
który jest powszechnie znany jako niebezpieczny.
Drapieżnikowi
nie opłaca się więc go atakować, ponieważ istnieje duże
prawdopodobieństwo bolesnego odparcia ataku. W świecie
owadów
najczęściej naśladowane są chyba owady żądlące, na przykład osy.
Obserwacja bezczelnych naśladowców przekonanych o własnej
nietykalności jest bardzo pouczająca. Muchówki, pomimo że
wyglądają jak osy, nadal są ostrożne i w sytuacji zagrożenia salwują
się ucieczką. Inaczej ma się sprawa z... motylem naśladującym osę - ten
jest tak pewny siebie, że można machać obok niego aparatem, a on i tak
nie raczy się ruszyć. Poniżej - motyl, któremu wydaje się,
że
jest osą - Przeziernik
topolowiec (Paranthrene
tabaniformis), muchówka z rodziny wyślepkowatych (Conopidae) udająca
osę, bzyg (Syrphidae) w
barwach typowych dla osy oraz muchówka Eristalis
oestraceus łudząco podobna do trzmiela. |
|
24 lipca 2010 |
Bardzo
lubię motyle z rodziny modraszkowatych
(Lycaenidae).
Ze względu na swój niewielki rozmiar są one często trudne do
zauważenia. Z kolei ubarwienie ich skrzydeł, jak sama nazwa wskazuje, w
dużej ilości przypadków jednostajnie niebieskie, powoduje,
że
można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z jednym gatunkiem.
Wystarczy jednak przyjrzeć się bliżej tym owadom, a okaże się, że
różnią się znacznie między sobą, a w dodatku nie ustępują
pięknem swoim większym kuzynom. Do tej pory, w Łódzkim Ogrodzie
Botanicznym, udało mi się sfotografować dziewięć gatunków
tych ciekawych motyli. Wciąż jednak mam nadzieję na więcej. Bardzo
aktywnie usiłuje mnie zniechęcić do tego modraszek ikar (Polyommatus icarus),
najpowszechniejszy z modraszków, występujący w dodatku w
wielu
odmianach barwnych. W 99% przypadków, kiedy wydaje mi się,
że
zaobserwowałem nowy gatunek, jest to jakaś odmiana ikara. Poniżej
niewielki wybór z dzisiejszego dnia. Wszystkie motyle to
oczywiście przedstawiciele Polyommatus
icarus. |
|
Często
jest
tak, że robię, dość przypadkowo, zdjęcie jakiegoś owada, a dopiero w
domu, po znalezieniu dodatkowych informacji na jego temat, okazuje się,
jaki to skarb upolowałem. Podobnie było z muchówkami z
rodziny wyślepkowatych
(Conopidae),
o których pisałem przy okazji mimikry. Poza tym, że
wyglądają
jak pewne grzebaczowate i założe się, że były pierwowzorem
futurystycznych helikopterów bojowych z japońskich
filmów
anime, nie wiedziałem o nich nic. Po przeszukaniu sieci cała prawda
wyszła na jaw i obecnie te muchówki są na szczycie listy
najbardziej zadziwiających owadów z Ogrodu. Postać dorosła
lata
sobie przykładnie z kwiatka na kwiatek, żywiąc się pyłkiem. Jest to
jednak odpoczynek po trudnym dzieciństwie, w którym, jako
larwa,
zjadła od środka innego owada, najpewniej jedną z błonkówek.
To
co robi samica Conopidae,
żeby złożyć jaja przechodzi ludzkie pojęcie. Otóż
przechwytuje
ona w czasie lotu ofiarę, przyczepia się do niej i, co najlepsze,
specjalnym narządem z odwłoka otwiera segmenty odwłoka żywiciela. Po
czym oczywiście składa tam swoje jajo. Niektóre gatunki
stosują
inną technikę - ich jajo zaopatrzone jest w kolczaste wyrostki jak
harpun, dzięki czemu łatwo i skutecznie zakleszcza się w odwłoku
żywiciela. Bardzo mnie ciekawi, co mogło spowodować wykształcenie się
tak skomplikowanej i niebezpiecznej metodyrozmnażania? |
|
25 lipca 2010 |
Bardzo
lubię
przyrodę, w tym wiele gatunków owadów czy
pajęczaków, które dla przeciętnego człowieka są
zwyczajnie obrzydliwe. Nie jestem jednak eko-maniakiem,
który
pogłaszcze ssącego zeń krew komara i sam pomoże wspiąć się kleszczowi
przez co trudniejsze partie własnej nogi. Są owady, które
zwyczajnie mi się nie podobają - na przykład wszelkie prostoskrzydłe.
Nie ma na to żadnego logicznego wytłumaczenia - nie lubię ich i tyle.
Bohater poniższego wpisu wywołuje u mnie bardzo pozytywne wrażenie
jeśli chodzi o estetykę, za to bardzo negatywne, jeśli chodzi o
wzajemne współżycie. Ślepak
(Chrysops sp.),
bo o nim mowa, zwany jest popularnie muchą końską.
Nie bez przyczyny. Samice tego owada żywią się bowiem krwią dużych
ssaków - koni, bydła i człowieka. Ich aparat gębowy
przypomina
ostre sztylety, którymi z łatwością przecina nawet grubą
skórę. Kto chociaż raz został nadgryziony przez ślepaka,
wie, że
należy unikać powtórnej bliskości z nim. Reasumując - moja
miłość do przyrody kończy się w tym przypadku na kontakcie wzrokowym.
Bliższy kontakt wymusza użycie środków
przymusu bezpośredniego ze skutkiem śmiertelnym. |
|
Pozostając
przy muchówkach, warto wspomnieć o ich największych i
całkiem
ładnie wyglądających przedstawicielkach z rodzaju Trzmielówek
(Volucella).
Osobniki dorosłe żywią się pyłkiem i nektarem, natomiast ich larwy są komensalami trzmieli
i os społecznych. Przykładem może być tu trzmielówka leśna
(Volucella pellucens)
składająca jaja w gniazdach osy
pospolitej (Vespula
vulgaris) i osy
dachowej (Vespula
germanica) . Jej larwy żywią się pozostałościami pokarmu
tych owadów, martwymi osami i innymi odpadkami. Podobnie
zachowuje się Volucella
zonaria, wielka muchówka udająca szerszenia.
Ostatnią trzmielówką jaką dzisiaj spotkałem była Volucella
inanis,
prowadząca podobny do poprzedniczek tryb życia. Na tym jednak nie
koniec. Jako bonus udało mi się sfotografować owada, którego
widziałem po raz pierwszy w życiu - przedstawiciela rodziny rączycowatych (Tachnidae) z
gatunku Phasia
hemiptera.
To kolejna muchówka o bardzo interesującym wyglądzie,
kolorowa i
ciekawie zbudowana. Niestety atrakcyjny wygląd nie idzie w parze z
kulturalnym trybem życia - Phasia
hemiptera składa swoje jaja na żywych pluskwiakach z
gatunków tarczówka
rudonoga (Pentatoma
rufipes) i odorek
zieleniak (Palomena
prasina), a rozwijająca się larwa zżera je żywcem od
środka. |
|
26 lipca 2010 |
Lato
ma to do
siebie, że ciągle jest widno. Dzięki temu, można iść do Ogrodu
również po pracy, co też uczyniłem dzisiaj. Sześć minut
zajęło
mi przejście od domu do ogrodowej bramy, następne pięć i już byłem w
moim ulubionym ostatnio dziale. Niestety czasu nie miałem zbyt wiele, w
dodatku pogoda szybko wygoniła mnie do domu. Mimo to zdążyłem spotkać
kilka ciekawych zwierzaków. Na mikołajku i wrotyczy
siedziały
sobie jakieś zwiewne piórolotki
(Petrophoridae),
jak kiedyś powiedział jeden z moich znajomych, wyglądające jak duchy
motyli. Obok nich roił się znany mi już z poprzednich wycieczek zestaw
błonkówek i muchówek. Na sam koniec wycieczki
uśmiechnęło
się do mnie szczęście - udało mi się zobaczyć coś, czego nigdy jeszcze
nie widziałem, a od dawna chciałem. Zaczepiona żuwaczkami o liść
odpoczywała sobie mała błonkówka. Widok był
przekomiczny. Muszę przyznać, że to kolejny raz, kiedy to natura zadziwia
mnie swoimi pomysłami. W sumie, gdyby ludzie spali wczepieni zębami w
jakąś barierkę, możnaby zaoszczędzić sporo miejsca w pokojach -
łóżka byłyby zbędne. |
|
29 lipca 2010 |
Wieczorny
wypad do Ogrodu zbiegł się z ciekawym widowiskiem na niebie. Zachodzące
słońce świeciło spod grubej warstwy chmur dając bardzo ciepłe światło o
miodowym odcieniu. Nie od dzisiaj wiadomo malarzom i fotografikom, że
godziny przy wschodzie i zachodzie słońca najlepiej nadają się do
pracy. Ponieważ miałem bardzo mało czasu szybko przeszedłem się między
rabatkami fotografując kilka owadów, a później
skorzystałem ze światła i dałem szansę modraszkom.
Próbowałem
fotografować je ze słońcem, ale również i pod słońce.
Niestety,
po chwili chmury zakryły niebo całkowicie i jedynym co pozostało, była
lampa błyskowa... |
|
30 lipca 2010 |
Obserwacja
owadów wymaga dużo czasu i cierpliwości. Czasem jednak
wystarczy
trochę szczęścia, tak jak miało to miejsce dzisiaj. Przechodząc po raz,
nie wiem już który, koło zagonu mikołajka polnego
dostrzegłem
lądującego motyla, który zamierzał ogrzać się i wysuszyć
korzystając z krótkiej chwili słońca. Podkradłem się z
aparatem
i kiedy zacząłem robić zdjęcia zauważyłem, że motyl nie jest sam.
Poniżej czaił się mały pająk - zawijak
żółtawy (Enoplognatha
ovata). Polowiec
szachownica (Melanargia
galathea)
spokojnie siedział nie dostrzegając niebezpieczeństwa. Pająk tymczasem
podkradał się coraz bliżej, aż w końcu prawie dotykał motyla
odnóżami. W tym momencie z sobie tylko znanych
powodów
zrezygnował i wrócił na pozycję wysjściową. Ponieważ nie
działo
się nic ciekawego poszedłem w inne miejsce. Kiedy wróciłem
kilka
minut później, motyl rzucał się już w agonii po śmiertelnym
ukąszeniu. Tymczasem kilka kroków dalej inny pająk sam
znalazł
się w opałach. Większa o wiele większa od niego osa zaatakowała muchę,
która zaplątała się w pajęczą sieć. Z tego co widziałem,
była to
raczej jakaś stara i zmurszała zdobycz. Osa rzuciła się na nią z wielką
furią, rozrywając chitynowy pancerzyk jak suchego chipsa. Po kilku
sekundach z muchy nie został nawet kawałek, a osa, wściekła jak osa,
odleciała dalej. Pająk całe zajście obserwował bezpiecznie schowany
pod liściem. Mądra decyzja. |
|
Zazwyczaj
owady dobrze się maskują. Kiedy robię zdjęcia, nieraz przez dłuższą
chwilę muszę patrzeć na jakąś roślinę, zanim uda mi się na niej
dostrzec jakieś pochowane muchówki czy pluskwiaki.
Większości
owadów wcale nie zależy na tym, żeby rzucać się w oczy, wolą
pozostać dobrze schowane. Wyjątkiem są trujące osobniki,
które
jaskrawymi barwami odstraszają potencjalnego konsumenta, zawiadamiając
go, że nie opłaca się ich jeść. Robią tak np. kraśniki (Zygaenidae),
których ciała zawierają związki cyjanowe, zgromadzone już
przez
gąsienice. Ostatnio udało mi się jednak zauważyć, że
niektóre
owady są bardziej widoczne, mimo że wcale tego nie chcą. Dzieje się tak
za sprawą pasożytniczych
roztoczy,
które mają zazwyczaj jaskrawy, czerwony odcień. Nie wiem,
czy
istnieje jakaś konkretna przyczyna, dla której roztocza mają
tak
prowokacyjny kolor. Jedno jest pewne - owada spasożytowanegozauważam
zawsze w pierwszej kolejności. Poniżej kilka przykładów
takiego pasożytnictwa. |
|
31 lipca 2010 |
Jeżówka purpurowa
(Echinacea purpurea)
już od lat jest jedną z moich ulubionych roślin z Łódzkiego
Ogrodu Botanicznego. Ta roślina to prawdziwy narkotyk dla motyli.
Przyciąga do siebie niezliczoną liczbę gatunków, a co
ważniejsze, motyle podczas posiłku zachowują się, jakby były w innym
świecie. Można podchodzić do nich blisko, kadrować z dowolnego miejsca,
nawet dotykać, a one nic. Co najwyżej przesuną się kawałek dalej, żeby
tylko nie tracić cennego posiłku. Podczas dzisiejszego spaceru dało się
wreszcie zauważyć motyle. Modraszki i rusałki zalały łąki i rabatki,
mieszając swoje kolory z kolorami kwiatów. Skorzystałem
zokazji i kilka z nich uwieczniłem na zdjęciach. |
|
Z
pewną
niechęcią oderwałem się od owadów i postanowiłem napisać coś
na
temat miejsca, gdzie najczęściej je fotografuję, czyli roślin. W dziale
roślin leczniczych i przemysłowych, który okupuję już od
prawie
dwóch tygodni, jest cała masa bardzo interesujących roślin.
Więcej napiszę o nich, kiedy będę opracowywał sekcję poświęconą temu
działowi, dzisiaj tylko króciutki przegląd co ciekawszych
(dla
mnie) gatunków. Wyżej wspominałem jeżówkę,
która jest Mekką dla motyli. Dla muchówek i
błonkówek podobnymi roślinami są wrotycz pospolity (Tanacetum vulgare L.),
fenkuł włoski
(Foeniculum vulgare Mill.)
oraz mikołajek polny
(Eryngium campestre L.).
Modraszki bardzo upodobały sobie len
zwyczajny (Linum
usitatissimum L.). Z kolei trzmiele i pszczoły bardzo
lubią odżywiać się na karczochu
hiszpańskim (Cynara
cardunculus L.). Bielinki, modraszki i ponownie trzmiele
nie gardzą też lawendą
wąskolistną (Lavandula
angustifolia). Jeżeli chodzi o mnie, to z roślin
najbardziej lubię kotlet
schabowy. |
|
|
|