|
|
1 kwietnia 2011 |
Nareszcie!
- tym jednym słowem można zwięźle podsumować dzisiejszy dzień. Zima -
długa, ciemna i nikomu niepotrzebna w końcu poszła precz. Pierwszy
dzień kwietnia tradycyjnie jest datą, od której liczę nadejście
prawdziwej wiosny. Bramy Łódzkiego Ogrodu Botanicznego
zostały otwarte! Dzień nie był niestety najładniejszy - sporo chmur i
wiatr. Ogród po zimie wygląda jak zazwyczaj - pusty, suchy i
zbrązowiały. Na pierwszy spacer wybrałem moją tradycyjną trasę.
Najpierw stawy w Arboretum i pierwsze zaskoczenie - są już ropuchy szare (Bufo bufo), w dodatku połączone w pary. Poza nimi w stawach przemykało trochę ryb. A na powierzchni widać już owady - kilka nartników (Gerris sp.)
leniwie patrolowało akweny pomiędzy uschłymi trzcinami. Przechodząc
koło rozległych łąk Arboretum zauważyłem, że coś jest nie tak. Na
słupie z bocianim gniazdem, nigdy niezasiedlonym do tej pory,
siedział... bocian! A więc jednak - pomyślałem z wielką satysfakcją.
Niestety, bliższe oględziny przyniosły rozczarowanie - był to bocian biały plastikowy (Ciconia ciconia plasticus).
Nie wiem jaka dokładnie idea przyświecała jego pojawieniu się, ale mam
nadzieję, że chodzi o przyciągnięcie prawdziwych ptaków. No
chyba, że sponsorem Ogrodu została firma od materiałów
budowlanych... |
|
Dział Flory Polskiej
powitał mnie kolejnymi ropuchami dostojnie siedzącymi na asfaltowych
alejkach. Ze względu na brak słońca i dość niską temperaturę płazy były
ociężałe i dawały się łatwo fotografować. Pod drzewami, na dywanie z
zeszłorocznych, suchych liści pojawiły się pierwsze kwiaty ze stałego
zestawu wiosennego - przebiśniegi (Galanthus nivalis L.) oraz zawilce (Anemone). Wśród drzew przemykały też ssaki zdenerwowane nagłym pojawieniem się ludzi - zające szaraki (Lepus europaeus) i wiewiórki rude (Sciurus vulgaris).
Z wiewiórkami sprawa wygląda dość ciekawie, ponieważ są to
osobniki dzikie. Jestem przyzwyczajony do wiewiórek parkowych,
które same przychodzą i zaglądają do kieszeni, te natomiast
wieją już na sam widok człowieka. Zawsze to miła odmiana. W kolejnym
lasku kwitną dalsze rośliny z żelaznego, wiosennego zestawu. Przylaszczki (Hepatica Mill.) i cebulice dwulistne (Scilla bifolia)
zaczynają tworzyć całkiem pokaźne kępy o pięknym, niebiesko-fioletowym
kolorze. Nad nimi rozkwita mój faworyt wśród
krzewów - wawrzynek wilczełyko (Daphne mezereum L.). |
|
Bezkręgowce nie są na razie zbyt widoczne. Najbardziej rzucają się w oczy zimujące motyle - latolistki cytrynki (Gonepteryx rhamni),
których kilka udało mi się sfotografować. Wśród liści
widać sporo pierwszych, biegających pająków. Zaskoczeniem jest
natomiast niewielka liczba kowali bezskrzydłych (Pyrrhocoris apterus),
których liczne skupiska były zawsze doskonale widoczne o tej
porze roku. Bardzo słyszalne, ale mało widoczne są ptaki. Najwięcej sikor bogatek (Parus major), trochę kosów (Turdus merula), srok (Pica pica) i sójek (Garrulus glandarius). W Ogrodzie Japońskim obserwowałem parkę pełzaczy (Certhia sp.) szykujących sobie nowe mieszkanie. Stawy zajęły pierwsze pary kaczek krzyżówek (Anas platyrhynchos) i łysek (Fulica atra). |
|
2 kwietnia 2011 |
Pierwszy, tegoroczny, wspólny spacer z moim synem Michałem
był niestety bardzo krótki. Pogoda zawaliła na całej linii,
wiosna zachowywała się tak, jakby była zimą. Silny wiatr, beznadziejnie
niska temperatura i negatywne nastawienie młodego (potencjalnego)
przyrodnika przesądziły sprawę. Dodatkowo spotkały nas dwa potężne
rozczarowania - na placu zabaw nie było nikogo, a po drugie - o zgrozo!
- automat sprzedający czekoladę na gorąco był nadal zamknięty. Jednym
słowem skandal towarzysko-gastronomiczny. Nawet nakarmienie kaczek i
ryb w stawie nie mogło zrekompensować poniesionych strat moralnych.
Pozostało tylko udać się do domu... |
|
3 kwietnia 2011 |
Słońce. Nadal
zimno i wietrznie, ale przynajmniej bez chmur. Wydaje mi się, że
tegoroczna wiosna jest inna od tej z zeszłego roku. Szybciej pojawiły
się owady i płazy, kwitnie więcej gatunków kwiatów,
ziemia nie jest tak przemarznięta. Nad stawami żółcą się już
całe połacie podbiałów pospolitych (Tussilago farfara L.), a nieco wyżej sterczą samotnie różowawe kiście lepiężników różowych (Petasites hybridus).
Te drugie pasożyty są coraz liczniejsze, co niezbyt dobrze wróży
na przyszłość. Tam gdzie teraz rosną całkiem ładne kwiaty,
później pojawią się masywne łodygi z wielkimi, parasolowatymi
liśćmi, które zasłonią wszystko, co znajdzie się pod nimi. W
każdym razie, gdyby ktoś zachorował na dżumę, to będzie wiedział, gdzie
szukać lekarstwa. |
|
Dostępność
kwiatów i stosunkowo wysoka temperatura na słońcu przywabiły
kolejne, zimujące gatunki motyli. Oprócz wcześniej widzianych latolistków cytrynków (Gonepteryx rhamni) dzisiaj pojawiły się dwie rusałki - pawik (Inachis io) i pokrzywnik (Aglais urticae). W stawach pojawiły się pierwsze żaby zielone (Rana esculenta complex), a co więcej widziałem też pierwsze tej wiosny ważki - straszki pospolite (Sympecma fusca).
To zdecydowany postęp w stosunku do poprzedniego roku. Korzystając ze
słonecznej pogody udałem się w kierunku mojego ulubionego, pustynnego
biotopu. Najpierw spotkałem dość rzadkiego, a przynajmniej dobrze
chowającego się ptaka - raniuszka (Aegithalos caudatus) - a potem... |
|
...potem było już to co lubię najbardziej - owady!
Piaszczyste alejki zaroiły się od chrząszczy, pluskwiaków,
błonkówek i muchówek. Pierwsze, dosyć ospałe trzyszcze piaskowe (Cicindela hybrida) ruszyły na łowy. w piasku, pod tujami, liczne gniazda założyły pszczoły z rodzaju lepiarek (Colletes) - Colletes cunicularius.
Było ich sporo, a praca przerywana była co chwilę próbami
kopulacji. Z innych błonkówek dało się zauważyć kilka
egzemplarzy Sphecodes i Anoplius sp.
Wokół swoich norek w piasku kręciło się sporo małych
pszczolinek, a nieopodal czekały już jakieś pasożytnicze
muchówki. Muszę przyznać, że liczba i różnorodność
owadów zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. |
|
10 kwietnia 2011 |
Przez cały
ubiegły tydzień wiosna starała się udowodnić, że jest zimą. Chmury,
deszcze, temperatury oscylujące wokół zera stopni i do tego
silny wiatr. Nie było najmniejszej szansy, żeby wybrać się na spacer.
Dzisiejszy ranek rozpoczął się słonecznie. Szybko jednak okazało się,
że to podstęp. Temperatura nadal utrzymywała się w okolicy 5 stopni, a
do tego wiał absurdalnie silny wiatr. Raz rozpędzona przyroda nie ma
jednak zamiaru się zatrzymywać. Corazwięcej roślin wchodzi w okres
kwitnienia, kolory masowo pojawiają się na tle suchych brązów. |
|
Na łąkach,
w
okolicach stawów, w laskach - wszędzie pojawiają się
charakterystyczne dla początku wiosny kwiaty. Sporo nowych
gatunków kwitnie na rabatach kwiatowych w Dziale Zieleni
Parkowej. Jak zwykle nie miałem czasu na identyfikację
poszczególnych gatunków (może kiedyś), za to zrobiłem
kilka zdjęć. Cieszy fakt, że do Ogrodu są sprowadzane coraz to nowe
gatunki roślin - dzisiaj obejrzałem sobie kwiaty w jednym z
lasków w Dziale Flory Polskiej i z radością zauważyłem, że
pojawiło się wiele takich, które nie rosły w tym miejscu rok
temu. Drugim pozytywnymfaktem jest ekspansja - rośliny dobrze czują się
w Ogrodowych lasach i z każdym rokiem zdobywają nowe tereny. |
|
Kiedy
dotarłem w okolice pustyni, Słońce schowało się za chmurami, a wiatr
jeszcze nasilił. Tydzień opadów i zimna wymiótł większość
bezkręgowców. Pomimo sporej ilości czasu, który spędziłem
na ich szukaniu, udało mi się znaleźć tylko kilka zdrętwiałych pszczół i muchówek.
Żadnych motyli, zero trzyszczy, pluskwiaków i innych
oprócz pszczół błonkówek. Pogoda robiła się coraz
mniej przyjemna, zakręciłem więc przy głównym wejściu i udałem
się w drogę powrotną. Jeszcze tylko chwilę poobserwowałem pierwszego w
tym sezonie bzyga (Scaeva selenitica) i ruszyłem
do domu. Mam nadzieję, że wiosna przestanie się wygłupiać i
wkrótce temperatura wróci do normalnego poziomu. W końcu
globalne ociepleniezobowiązuje. |
|
16 kwietnia 2011 |
Początek dzisiejszego spaceru minął pod znakiem dendrologii stosowanej. Tato - rzekł mój syn - Ty będziesz zbierał syski i mi je dawał, a ja będę je rzucał o drzewa i do stawu.
Plan był prosty i nie wymagający dalszych konsultacji. Chodziliśmy
sobie pod drzewami wokół stawów, ja zbierałem "syski", a Michał,
z bezpiecznej odległości, ekspediował je do wody. Stawy nadal sprawiają
dość ponure wrażenie. Poza kilkoma kaczkami, łyskami i stadem ryb nie
ma w nich nic żywego. Przynajmniej na pozór. Będą z synem nie
mogłem ukucnąć nad samym brzegiem wody i odkrywać licznych, małych
bezkręgowców żyjących pod wodą. W każdym razie zniknęły gdzieś
płazy i ocalałe ważki. Ten tydzień ponownie nie był rewelacyjny
pod względem pogody - szaro, zimno i późnojesiennie. |
|
Po
zapełnieniu stawów około dwudziestoma tysiącami "sysek"
ruszyliśmy w dalszą drogę. Michał starając się być pożytecznym
wynajdywał kwitnące kwiaty i, przede wszystkim, motyle. Wiosna, mimo
złej aury, rozwija się niepowstrzymanie. z tygodnia na tydzień
zaczynają kwitnąć nowe kwiaty, pojawia się też coraz więcej
owadów. Zauważyłem pewną dziwną zależność - niektóre
kwiaty pojawiają się w Ogrodzie znacznie później - na przykład mniszki lekarskie (Taraxacum officinale)
kwitną w kępach niedaleko miejsca mojej pracy, a w Botaniku nadal ich
nie ma. Odległość między tymi dwoma miejscami to niecałe pięć
kilometrów. Brak mniszków wynagrodziły inne rośliny.
Wiele z nich kwitło na dużej rabacie w Dziale Zieleni Parkowej. Kolejną, jeszcze większą grupę, znaleźliźsmy schowaną wśród drzew w Dziale Biologii Roślin. Niestety, większość z nich nie była jeszcze opisana, pozostaje mi więc pokazanie nieoznaczonych zdjęć. Na identyfikację jak zwykle nie miałem czasu... |
|
|
Dział Biologii Roślin sprawił nam jeszcze jedną, sporą niespodziankę - był nią jeden z moich "ulubionych" motyli - zorzynek rzeżuchowiec (Anthocharis cardamines). Ten, chyba najładniejszy z bielinków,
przez długie lata był numerem jeden na mojej liście motyli do
upolowania. Pamiętam, że nieraz przez długie godziny goniłem zorzynki
bez najmniejszego rezultatu - za nic nie dawały sobie zrobić zdjęcia.
Wydawało się, że ten gatunek po prostu całe życie spędza chaotycznie
fruwając wokół kolejnych roślin. Wreszcie, chyba ze dwa lata
temu, udało mi się po raz pierwszy. Czar został zdjęty i od tamtego
czasu wielokrotnie robiłem zdjęcia tego pięknego motyla. Również
dzisiaj nie było z tym najmniejszego problemu. Zaskoczeniem było tylko
to, że pojawił się tak wcześnie - zwykle widuję ten gatunek w maju.
Zachwyty przerwał zwięzły komunikat Michała - Tato, bolą mnie jus nóski. Stan wyższej konieczności skierował nasze kroki ku wyjściu. To był bardzo fajny dzień. |
|
17 kwietnia 2011 |
Niedziela. Zgodnie z odwieczną regułą, w niedziele pogoda musi być do chrzanu (Armoracia rusticana).
Dzisiejszy dzień był zwyczajnie mdły. Szaro-śpiący, bez słońca, bez
wiatru, zupełnie nijaki. Tak nudny, że nawet kaczki poszły spać.
Pokręciłem się trochę w okolicach Działu Flory Polskiej,
pooglądałem stawy, kwitnące kwiaty między drzewami, dzięcioła kującego
pracowicie pień drzewa. Już myślałem, że cały dzień będzie taki, kiedy
niespodziewanie między chmurami zaczęło prześwitywać niebieskie niebo.
W nadziei na spotkanie jakichś żywych bezkręgowców postanowiłemopuścić teren zalesiony i udać się na pustynię. |
|
Po dojściu do Działu Roślin Leczniczych i Przemysłowych nastąpiła godzina wilka. No może niezupełnie. Tu mała dygresja - jednym z moich ulubionych seriali sf jest Babylon V - w odcinku noszącym tytuł "The Hour of the Wolf" Susan Ivanova tak tłumaczy ten czas - Have
you ever heard of the hour of the wolf? My father told me about it.
It's the time between 3:00 and 4:00 in the morning. You can't sleep,
and all you can see is the troubles and the problems and the ways that
your life should've gone but didn't. All you can hear is the sound of
your own heart. Jakoś tak przypomniały mi się te słowa, kiedy
zobaczyłem pierwszego wilka. W ciągu godziny dorzuciłem jeszcze dwa
następne gatunki. Wilki nie wyły, ani nie szczerzyły kłów, ale i
tak budziły przerażenie. W swoim świecie oczywiście. We mnie wzbudziły
głównie zainteresowanie i podziw swoją sprawnością w polowaniu.
Trzy wymienione gatunki to Pardosa sp., Trochosa cf. terricola oraz Alopecosa sp. Wszystkie należą do rodziny Lycosidae. W starożytnej grece słowo "λύκος" oznacza właśnie wilka i stąd ta przydługa historyjka, uffffff... |
|
Słońce
świeciło coraz mocniej, na piasku zaczęło przybywać owadów i
innych bezkręgowców. Z bliżej nieznanych mi powodów nie
było dużych pszczół, które były jeszcze tydzień temu. Nie było też trzyszczy,
ale to już bardziej zrozumiałe - te chrząszcze mają charakter podobny
do mojego i cenią sobie temperatury zbliżone do 30C. Była za to duża
liczba mniejszych błonkówek, w tym Sphecodes sp. i Nomada sp.,
jakiś mały gatunek chrząszcza, muchówki i pluskwiaki. Po raz
pierwszy w życiu udało mi się zrobić zdjęcie jakiegoś małego wija (Myriapoda). Z kolejnych rzadko spotykanych zwierzaków trafił się duży i intensywnie czerwony przedstawiciel roztoczy.
Roztocz to przedstawiciel Trombidiidae, po angielsku zwanych Velvet mites
- patrząc na zdjęcie wiadomo dlaczego. Spędziłem sporo czasu chodząc po
piaszczystych alejkach i budząc swoim
zachowaniem niezdrowe zainteresowanie przechodzących ludzi. Niestety
Słońce szybko doszło do wniosku, że i tak zrobiło o wiele więcej niż
powinno w niedzielę i schowało się za chmurami. Owady uznały, że to
sygnał, żeby zniknąć i ulotniły się po angielsku. A ja wraz z nimi. |
|
20 kwietnia 2011 |
Lepiej
spędzić pięć minut w Ogrodzie, niż osiem godzin w pracy. Niestety,
wybór nie należy do mnie. Pozostało mi więc odwiedzić moje
ulubione miejsce po zakończeniu obowiązków służbowych. Była
piąta po południu, słońce świeciło już dosyć nisko nad horyzontem, ale
nadal było bardzo ciepło. Kręciłem się po alejkach Pustyni szukając bezkręgowców. Wkrótce natknąłem się na sparaliżowanego pająka i kręcącą się nieopodal osę - swędosza pajęczarza (Anoplius viaticus).
Te sporej wielkości owady polują na pająki, obezwładniają je i zanoszą
do wcześniej wykopanej w piasku kryjówki. Tam składają na żywym
wciąż pająku jaja, z którego po pewnym czasie wylęga się larwa.
Pająk służy jako niepsujący się i ciągle świeży pokarm. Środkową część
tego procesu miałem szansę zaobserwować dzisiaj. Swędosz wykopał norkę,
oczyścił teren, a następnie zajął się swoją zdobyczą. Osa jest bardzo
ruchliwa i sprawna fizycznie - przeniesienie dużego pajęczaka nie
zajęło jej wiele czasu. Po drodze kilka razy następowała przerwa na
zbadanie terenu i krótki patrol wokół. Cała operacja
zakończyła się wciągnięciem ofiary do norki. Zbiegło się to z zachodem
słońca za drzewami, pozostało mi więc również powrócić do
domu. |
|
22 kwietnia 2011 |
Końcówka
tygodnia, szybki transfer praca - Ogród, przed powrotem do domu.
Wyjątkowo upalny dzień zachęcił owady do wyjścia z kryjówek.
Pojawiły się w końcu trzyszcze piaskowe (Cicindela hybrida), jeszcze w małej liczbie, ale jak zawsze aktywne i drapieżne. Obok nich stały wiosenny zestaw pustynny, czyli Anoplius viaticus, Nomada sp., Sphecodes sp.,
trochę muchówek różnej wielkości oraz pająki.
Gatunków jest na razie na tyle mało, że większość z nich można
rozpoznać już na pierwszy rzut oka. Oczywiście nie twierdzę, że robię
to ze 100% trafnością, ale niektóre są na tyle
charakterystyczne, że nie sposób się pomylić. |
|
Wysoka temperatura i dużo słonecznych dni zmotywowały rośliny do kwitnienia. Wreszcie pojawiły się w Ogrodzie mniszki lekarskie (Taraxacum officinale), które od dłuższego czasu kwitły na większości miejskich trawników. W Ogrodzie Japońskim prawdziwa orgia kolorów i zapachów - zakwitły magnolie
i inne drzewa. Napisałbym, że skoro Ogród Japoński, to pewnie
wiśnie, ale nie będę się wygłupiał, bo nie mam pewności. Tak czy
inaczej wyglądają przepięknie, szczególnie na tle niebieskiego
nieba. |
|
Z kolei obok największego stawu zaczynają pojawiać się pierwsze kwitnące tulipany.
Jak na razie rozkwitło kilka gatunków, może koło czterech lub
pięciu. Całe łany zielonych pączków czekają na właściwy moment.
Podejrzewam, że nadejdzie on już niedługo i znowu będziemy mogli
podziwiać prawdziwe morze różnokolorowych odmian. |
|
Robiąc zdjęcia tulipanom dostrzegłem kątem oka parkę sporych ptaków kręcących się obok mniejszego stawu. Były to wrony siwe (Corvus cornix).
Ciekawa sprawa z tymi ptakami - pamiętam je z dzieciństwa,
później jakoś zupełnie zniknęły z pola widzenia. Na moim osiedlu
mam wiele gatunków krukowatych - kawki, gawrony, sroki, nawet
czasem sójki, ale nie wrony. W miejskich parkach też ciężko je
spotkać, bo są wyjątkowo ostrożne. Do tej pory nie miałem w swojej
kolekcji żadnego, sensownego zdjęcia tych ptaków. Aż do dzisiaj.
Moje dzisiejsze bohaterki zajmowały się szukaniem pożywienia w wodzie
na brzegu stawu. Dawały przy tym dowody na wyjątkową inteligencję i
przedsiębiorczość swojego gatunku - wrony są jednymi z niewielu
zwierząt potrafiącymi używać wymyślonych przez siebie narzędzi.
Obserwacja ich strategii dała mi dużo przyjemności, a ponieważ nie
przeszkadzaliśmy sobie nawzajem, trwała dłuższy czas. |
|
23 kwietnia 2011 |
Dzisiaj zaczynam nietypowo - nie relacją z Łódzkiego Ogrodu Botanicznego, lecz z jego sąsiada - Łódzkiego Ogrodu Zoologicznego. Okazja jest wyjątkowa, ponieważ została w nim utworzona motylarnia.
Bardzo mnie ucieszyła ta wiadomość i oczywiście musiałem ją odwiedzić
najszybciej jak się dało. Pomieszczenie nie jest duże, za to ładnie
urządzone, pełne drewna, suchych gałązek, żywych kwiatów oraz
miseczek z gnijącymi owocami, które są przysmakiem motyli.
Oczywiście nie obyło się bez komentarzy zwiedzających w stylu -
'mogliby biednym motylkom dać swieże owoce...'. W jednym końcu
pomieszczenia umieszczona jest wylęgarka pełna wiszących w rzędach
poczwarek. Na razie nie ma tam zbyt wielu gatunków, za to te,
które są, naprawdę warto obejrzeć na żywo. Tropikalne motyle są
wielkie i piękne. Sam po raz pierwszy zobaczyłem Morpho peleides, o którym powstał nawet film fabularny, i nie zawiodłem się. Oprócz niego w motylarni można zobaczyć Papilio spp., Attacus atlas, i Caligo memnon. Na pewno wróce tu jeszcze nie raz. |
|
Po
opuszczeniu tropików (temperatura powietrza 28C, przy
wilgotności 56%) udałem się do Ogrodu. Okazało się, że nawet jeden
dzień może wiele zmienić. Tulipany
przy stawie nabrały przyspieszenia i zaczęły masowo kwitnąć. Tam gdzie
wczoraj widziałem tylko tysiące zielonych pąków, dzisiaj były
różnokolorowe kwiaty. Zwiedzających nie było wielu (Wielkanoc),
mogłem więc spokojnie pooglądać i sfotografować tę wiosenną eksplozję. |
|
Niestety,
czas mnie dzisiaj gonił, zdążyłem tylko przelotem wpaść na pustynię.
Nawet krótka wizyta wystarczyła, żeby spotkać nowy gatunek. Na
pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to kolejny Anoplius viaticus, jednak po dokładniejszej obserwacji stwierdziłem, że to coś podobnego. Być może siostrzany gatunek Anoplius infuscatus,
który zamiast pomarańczowych pasów ma na odwłoku
czerwono-czarny deseń. Os o podobnym ubarwieniu jest wiele i to na
razie tylko zgadywanie. Tym razem nie udało mi się obejrzeć polowania,
ale mam nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja. |
|
24 kwietnia 2011 |
Dzisiaj
krótka wizyta w Ogrodzie, zakończona dramatycznym
rozpłaszczeniem jednego z głównych bohaterów wycieczki.
Ale po kolei. Piaszczyste alejki, jak zwykle tej wiosny, powitały mnie
krzątaniną widzianych już wcześcniej owadów. Po raz kolejny
miałem okazję obserwować małe błonkówki, leniwe pluskwiaki,
agresywne chrząszcze i oportunistyczne muchówki. Zdążyłem się
juz nauczyć, że warto szukać pająków leżących w dziwnych pozach
na środku piasku. Jak powszechnie wiadomo, pająki są zbyt zajęte
bardziej pożytecznymi rzeczami (na przykład polowaniem), żeby mieć czas
na leżenie w dziwnych pozach. Dzisiejszy pająk stał sztywno na boku,
oparty o kępkę małych roślinek. Nie musiałem długo czekać, a pojawił
się kolejny tej wiosny swędosz pajęczarz (Anoplius viaticus),
który wcześniej zdążył użądlić i sparaliżować pajęczaka. Osa
trochę pobiegała dookoła, znalazła odpowiednie miejsce i zabrała się za
wykopywanie norki. Potem przepadła na dobre w jej wnętrzu. Już miałem
wracać, kiedy jednak pojawiła się znów na powierzchni. Rozpoczął
się rytuał, który widziałem już nie raz - bieganie wokół
ofiary w coraz ciaśniejszych kręgach, a w końcu transport do norki.
Naszykowałem aparat i przygotowałem się do zrobienia zdjęć transportu.
W tym momencie na alejce pojawił się zdecydowanie negatywny bohater
dzisiejszej relacji - melancholijne dziewcze
o doskonale pustym spojrzeniu, gapiące się w niebo pod kątem 45 stopni
i wytrwale prące naprzód. Nie trzeba dodawać, że takie sytuacje
mogą się skończyć tylko w jeden sposób - dziewcze, trzymające
kurs, jak jakiś bohaterski lodołamacz ratujący rozbitków z
Antarktydy, precyzyjnie obliczyło odległość i centralnie wdepnęło w
pająka nawet tego nie rejestrując swoim, potencjalnie istniejącym,
mózgiem. Ciszę Ogrodu zmąciło zgrzytanie zębów i żuwaczek. |
|
30 kwietnia 2011 |
Wstyd
przyznać, ale dzisiaj jakoś nie miałem specjalnej ochoty na dłuższy
spacer i robienie zdjęć. Po pierwsze - dopadła mnie alergia i ciężko
było się skupić na cudach przyrody, trzymając non-stop chusteczkę przy
nosie. Po drugie - pogoda nie była najlepsza - wiatr wiał zawzięcie i
ruszał wszystkim, na czym siedziały owady. Po trzecie i po czwarte -
zaczął się długi weekend, a lokalna gazeta opublikowała wzmiankę o
tulipanach, dzięki czemu Ogród nawiedziły prawdziwe
barbarzyńskie hordy. Krótki spacer zaowocował obserwacjami kilku
owadów i roślin. W dziale flory polskiej zaczynają ładnie
wyrastać pokrzywy i inne charakterystyczne dla tego miejsca rośliny, co
bardzo mnie cieszy - owady będą miały na czym siedzieć. Spotkałem kilka
chrząszczy, pluskwiaków, komarnic (Tipulidae) oraz około dwa miliony ludzi. Szybko zawróciłem więc do domu. |
|
|
|