|
|
1 kwietnia 2010 |
Pierwszy
dzień kwietnia to dla mnie rzeczywisty początek wiosny.
Dzień otwarcia Łódzkiego
Ogrodu Botanicznego,
pożegnanie zimy, niezależnie od panujących warunków
pogodowych.
Bardzo ważny dzień dla mnie, w tym roku zbiegł się z moim urlopem.
Spokojnie i niespiesznie mogłem więc rozpocząć tegoroczny sezon.
Tegoroczna zima była bardzo długa i mroźna. Rekordowe mrozy, rekordowa
długość utrzymywania się pokrywy śnieżnej. Nic więc dziwnego, że po
takiej zimie Ogród nie zdążył się obudzić do życia. Puste,
brunatne przestrzenie arboretum, nagie drzewa i krzewy, suche
pozostałości po roślinach w stawach. Wiosna, jak co roku, budzi się do
życia w dziale flory polskiej. Mały lasek pokryty suchymi liśćmi
zaczynają zdobić przebiśniegi
(Galanthus nivalis L.).
Kilka metrów dalej pojawiają się pierwsze wiosenne kolory
pod postacią przylaszczek
(Hepatica Mill.),
cebulic
dwulistnych (Scilla
bifolia) i zawilców
żółtych (Anemone
ranunculoides). |
|
Zalegające jeszcze w zacienionych
miejscach
pryzmy śniegu przybierają zaskakujące kształty. Tymczasem na
nasłonecznionych brzegach stawów pojawiają się pierwsze
rośliny
- lepiężnik
różowy (Petasites
hybridus) i podbiał
pospolity (Tussilago
farfara L.) tworzący żółte, radosne
plamy. Wawrzynek wilczełyko
(Daphne mezereum L.)
jest pierwszym kwitnącym krzewem spotykanym w pustych jeszcze lasach. |
|
Na pierwszym spacerze nie mogło
zabraknąć spotkań ze zwierzętami. Jak zwykle niezawodne kowale bezskrzydłe (Pyrrhocoris apterus),
zbite w gromady, wygrzewały się na słońcu. Wokół nich
krzątały się pierwsze pająki
i biedronki siedmiokropki
(Coccinella
septempunctata). Wzrost temperatury podziałał
również na ślimaki
- udało mi się spotkać kilka kopulujących ze sobą par.
|
|
4 kwietnia 2010 |
Druga
w tym sezonie wizyta w Ogrodzie i od razu niesamowite odkrycie. Udało
mi się zaobserwować i sfotografować bardzo rzadkie zjawisko - kopulację
wachlarzoskrzydłych
(Strepsiptera).
Te owady, to wciąż wielka zagadka dla systematyki - z racji niewielkich
rozmiarów i trybu życia rząd ten jest bardzo mało
zbadany.
Dość powiedzieć, że samica całe swoje życie spędza wewnątrz ciała
nosiciela, natomiast samiec żyje zazwyczaj tylko kilka godzin, co przy
rozmiarach rzędu kilku milimetrów nie ułatwia obserwacji.
Zacznijmy jednak od początku... |
|
Ponieważ
dzień był bardzo słoneczny i ciepły, udałem się w jedno z moich
ulubionych miejsc - pustynię.
Miałem nadzieję, że uda mi się spotkać pierwsze w tym roku trzyszcze piaskowe (Cicindella hybrida).
I faktycznie, alejki pełne były tych bardzo aktywnie polujących
chrząszczy. Obok nich kręciłą się duża ilość błonkówek-parazytoidów,
takich jak swędosz
pajęczarz (Anoplius
viaticus) czy Sphecodes
(Halictidae). |
|
W
pewnym momencie zobaczyłe leżącą na piasku martwą (jak mi się wydawało)
pszczołę
(Andrena sp.).
Zrobiłem kilka zdjęć i już miałem iść dalej, kiedy w wizjerze aparatu
zauważyłem, że na odwłoku owada coś się porusza. Początkowo myślałem,
że to jakiś mały padlinożerca, później, że wykluwający się
pasożyt. Pszczoła po jakimś czasie ożyła i odleciała o własnych siłach.
W chwilę później powtórzyłem obserwację z kolejną
pszczołą. W domu, po konsultacjach ze specjalistami z forum
entomologicznego, okazało się, że parazytoidami były wachlarzoskrzydłe (Strepsiptera).
Miałem naprawdę wiele szczęścia - stworzenia te są niezwykle rzadkie i
trudne w obserwacji w warunkach naturalnych. Więcej na ich temat w
dziale pustynia. Muszę
przyznać, że to był naprawdę udany dzień! |
|
9 kwietnia
2010 |
Piątek, po skończonej pracy.
Odbiór bardzo ciekawej książki
stał się pretekstem do wspólnej wizyty w Ogrodzie z moim
znajomym z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii
Uniwersytetu Łódzkiego. Takie spotkania są zawsze bardzo
miłe z
czysto towarzyskich względów, a poza tym są okazją do
znacznego
poszerzenia horyzontów, ponieważ, po pierwsze,
pozwalają dostrzec coś nowego, na co nie zwracało się
uwagi
do tej pory, a po drugie, mając do czynienia z prawdzim ekspertem,
można wchłonąć całą masę wiedzy niemal osmotycznie. Wchłanianie
przerwała nam niestety nienajlepsza pogoda, ale i tak zdążyliśmy obejśc
Ogród dookoła i zobaczyć kilka
ciekawych zwierzaków. |
|
10-11
kwietnia 2010 |
Weekend
był mglisty i dżdżysty, co oczywiście w najmniejszym stopniu nie
przeszkodziło mi w odwiedzeniu mojego ulubionego miejsca. Szczerze
powiedziawszy, bardzo lubię taką pogodę. Przede wszystkim odstrasza ona
większość spacerowiczów. Powietrze i gleba pięknie pachną
świeżością i wilgocią. Pojawia się wiele zwierząt ukrytych w czasie
suchych dni, na przykład ślimaki. Lipowa aleja w dziale zieleni
parkowej pięknie prezentuje się w czasie mgły, a odbite w stawach
obrazy drzew dają szansę na małą wycieczkę w sfere pseudoartystycznej
fotografii. W ciszy, wśród mglistych oparów i
wilgoci
skapującej z drzew Łódzki Ogród Botaniczny
odsłania swe
kolejne oblicze. |
|
Sobota
i
niedziela minęły pod znakiem spotkań z nowymi (dla mnie) gatunkami
ptaków. Pierwsze spotkanie miało miejsce w dziale roślin
leczniczych i przemysłowych. Blisko swojego gniazda krzątała się piękna
samiczka zięby
(Fringilla coelebs).
Nieco dalej, w dziale flory polskiej udało mi się zaobserwować małe
stadko bardzo nieśmiałych grubodziobów
(Coccothraustes
coccothraustes). Kolejnego dnia spotkanie z fantastyczną
parką drobnych raniuszków
(Aegithalos caudatus),
a zaraz obok dostrzegłem kapturkę
(Sylvia atricapilla).
Oba spotkania miały miejsce w Ogrodzie Cienia, który jest
ostoją wielu ciekawych gatunków. |
|
W
chwilę pózniej byłem świadkiem starcia o dżdżownicę pomiędzy
samicą kosa
(Turdus merula)
i kwiczołem
(Turdus pilaris).
Ornitologiczne przygody zakończyły się obserwacją piegży (Sylvia curruca).
Muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie widziałem na raz tylu
gatunków nie znanych mi do tej pory ptaków. |
|
17 kwietnia 2010 |
Spacer
z młodym
(potencjalnym) przyrodnikiem
obfituje zawsze w wiele ciekawych zdarzeń i nieszablonowych pytań o
istotę rzeczy. Jedynym minusem jest niemożność zrobienia sensownego
zdjęcia jakiegokolwiek stworzenia szybszego niż ślimak winniczek (Helix pomatia) i to
w dodatku w stanie hibernacji. |
|
Tym razem nie było jednak tak źle.
Udało się spotkać rudzika
zwyczajnego (Erithacus rubecula),
który był równie zaskoczony spotkaniem, dzięciołą dużego (Dendrocopos
major) oraz liczne kwiczoły (Turdus
pilaris).
Te ostatnie ptaki nie znają strachu, albo może nic sobie nie robią z
obecności ludzi, szczególnie kiedy zajęte są wydobywaniem
spod
ziemi tłustej dżdżownicy. Bardzo łatwo je wtedy podejść i sfotografować. |
|
24 kwietnia
2010 |
Sobotni
poranek, niebieskie niebo, ale niezbyt ciepło. Pierwsze ciekawe
spotkanie przy stawie w dziale flory polskiej. Szedłem sobie spokojnie
wzdłuż brzegu szukając pierwszych ważek (nadal nie ma), kiedy coś
rzuciło się na mnie z wielką zajadłością i animuszem. Tym czymś okazał
się być samiec łyski
(Fulica atra)
dzielnie broniący samicy siedzącej w gnieździe. Trzeba mu przyznać, że
miał bardzo dobry stosunek wielkości ciała do gwałtowności ataku i
hałasu jaki robił. Popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy, po czym bez
słów rozeszliśmy się w swoje strony. Nikt nie stracił
honoru, a
samica pozostała bezpieczna. Kilka kroków dalej trafił się
pierwszy w tym roku egzemplarz osadnika
egeria (Pararge
aegeria). Wciąż niezbyt ruchliwy z powodu niskiej
temperatury dał się łatwo sfotografować.
|
|
W następnej kolejności odwiedziłem
dział zieleni
parkowej, który pomimo niezbyt korzystnych
warunków
atmosferycznych zaczyna zapełniać się kwiatami. Na rabatach kwitnie
kilka odmian tulipanów,
sasanki
(Pulsatilla Mill.)
i liczne gatunki mniejszych roślin. W okolicach ogrodu japońskiego
pięknie prezentują się magnolie. |
|
25 kwietnia
2010 |
Piękny,
słoneczny dzień, niezbyt jednak ciepły. Zimny wiatr sprawia, że nawet
nasłonecznione miejsca są wychłodzone. Wiosna w tym roku nie jest zbyt
łaskawa. Ma to swoją dobrą stronę - zmarznięte owady nie są zbyt
aktywne i co jakiś czas siadają, żeby się ogrzać. Dzisiejszy spacer
zaczął się od spotkania nowego gatunku - samiec pustułki (Falco tinnunculus)
patrolował okolicę, co jakiś czas zawisając bez ruchu. To moje pierwsze
zdjęcie drapieżnika na wolności - kiepskie, ale historyczne. Wizyta w
małym lasku w dziale flory polskiej zaowocowała spotkaniami z licznymi
drobnymi ptakami, w tym bardzo zajętym swoimi sprawami kosem (Turdus merula). |
|
Dalej było już tradycyjnie, czyli z
nastawieniem
na wszelkie sześcionogi. Najbardziej rzucają się w oczy coraz
liczniejsze motyle. Obok rusałki
pawik (Inachis
io) latającej od dłuższego czasu, dzisiaj po raz
pierwszy spotkałem rusałkę
kratkowca (Araschnia
levana) i modraszka wieszczka (Celastrina argiolus).
Dzięki chłodnej atmosferze udało mi się w końcu sfotografować kilka
egzemplarzy zorzynka
rzeżuchowca (Anthocharis
cardamines),
na którego polowałem od bardzo długiego czasu. W normalne,
ciepłe dni, zrobienie mu zdjęcia graniczy z cudem - ten motyl zdaje się
być zawsze w locie. Latającą kolekcję motyli uzupełniły jakieś bielinki,
prawdopodobnie bytomkowce
(Pieris napi). |
|
Napływające tłumy ludzi (niedziela)
skutecznie
przepłoszyły ptaki i inną zwierzynę, a mnie zniechęciły do dalszego
robienia zdjęć. Dzisiejszą wycieczkę zakończyłem
małym tete-a-tete ze średniej wielkości bzygowatym (Syrphidae),
którym okazał się być Syrphus
torvus. |
|
|
|